Na górze róże, na dole... na…
Data: 02.03.2020,
Kategorie:
wampiryzm,
długa fabuła,
femdom,
genderfluid,
BDSM
Autor: Mjishi
... i zaczął odryglowywać drzwi. Jordan chwyciła go za ramię. Szarpnęła.
— Zwariowałoś?! — wrzasnęła szeptem.
— Jordan! — obruszyło się. — Naprawdę bardzo chciałobym zostać z tobą w tym loszku, ale trzeba uspokoić jedną pijawkę — powiedziało z uśmiechem.
Kobieta puściła je pod wpływem tych słów. Zażenowana, przytknęła dłoń do skroni. Ten szczeniak zdawał się świetnie bawić.
— Ona cię może zabić, na bogów — próbowała, ale odpowiedziało jej sceptyczne i prześmiewcze spojrzenie.
— Oj tam, oj tam — pomachało dłonią. — Dam radę. Tylko obiecaj mi, że się nie będziesz na nią rzucać, żeby mnie ratować, dobrze? Poradzę sobie.
~~
To, to już zdecydowanie za dużo. Czy ten smarkacz naprawdę nie pojmuje powagi sytuacji? Anja bywa ogromnie niebezpieczna, kiedy jest głodna. A Słońce po prostu… Patrzę, jak otwiera kolejne drzwi. Nie wyczuwam siostry nigdzie blisko. Pewnie Cerion dopadła ją zaraz po jej próbie wejścia do piwnicy. Mam nadzieję, że jednak ją zatrzyma.
Nir wydaje się pewne swojego sposobu. Może powinnam jej zaufać? Na Cerion podziałało. To może i tym razem zadziała. A jak nie, to przynajmniej zajmie czymś Anję, żebyśmy z Cerion mogły ją obezwładnić.
Wychodzi z komórki. Ja też. W piwnicy tli się słabe, niebieskawe światło aktywowane ruchem. Przestrzeń jest spora i pusta. Przynajmniej tu, w głównym hallu, nie mam absolutnie nic. Obie ściany są poprzecinane ciężkimi, ołowianymi drzwiami, prowadzącymi do różnych pokojów. Naprzeciw wyjścia z komórki, w ...
... oddali, znajdują się proste schody na górę. Widać wpadające do piwnicy światło z przedpokoju. Drzwi na górze są otwarte na oścież.
Nir idzie w tamtym kierunku. Krok ma całkiem luźny. W zapachu też nie wyczuwam przerażenia. Czy to możliwe, by ktoś o zdrowych zmysłach się teraz nie bał?
W wejściu pojawia się ciemna sylwetka Anji.
— Chcę… więcej — dyszy.
Nie krwawi. Ale chwieje się, kiedy powoli schodzi w dół. Podtrzymuje się ściany. Cerion nie szczędziła sił.
— Jak chcesz, to chodź — krzyknęło Słońce.
— Oooch. Jak miło. Moje jedzenie nawet do mnie wyszło… — mówi i z wampirzą prędkością doskakuje do Nir. Widzę każdy jej ruch. Dla mnie, nie jest szybsza niż człowiek dla innego człowieka. Unosi Słońce za szyję. Jak lalkę. Lecz niemal natychmiast puszcza z sykiem, a Nir uśmiecha się niewinnie. Do niej i do mnie. Nie upada. Stoi przed dziewczyną i szczerzy tę swoją głupawą gębę. Patrzy uważnie. Ja też, bo nożem dziabnęło wampirzycę w rękę. Mocno. W mięsień przedramienia. Nie spodziewałam się, że posunie się tak daleko. To faktycznie powinno zająć jej przynajmniej dzień, zanim się wyleczy. Anja jednak klnie pod nosem i tą samą ręką uderza Słońce w brzuch. Impet pcha je na ścianę. Zaczynam się mocno irytować, jednakowoż udaje mi się spełnić prośbę smarkacza i nie ruszam się z miejsca. Młode śmieje się, co chwila stękając z bólu. Zgięte w pół, trzyma się za brzuch.
— Uhu huu! No wieeesz? To nie-Eh, nie było-okh konieczne — cedzi, wyszczerzone, w przerwach kaszląc ...