Adam i Ewa - wydanie zbiorcze,…
Data: 16.03.2020,
Kategorie:
Dojrzałe
Mamuśki
Anal
ciąża,
Sex grupowy
Autor: Agnessa Novvak
... pewnie też czającej się w głębi duszy obawy o konsekwencje tego niegodnego czynu, postanowiliśmy, że nie rozstaniemy się z tak hojnym souvenirem. Odważyłam się go przymierzyć jedynie raz, a potem szybciutko, ku zresztą niewypowiedzianej uldze, zdeponowałam w skrytce bankowej. Gdzie, regularnie doglądany i podziwiany, spoczywa spokojnie po dziś dzień, czekając na… sami nie mamy pojęcia, co.
Wracając zaś do sedna historii, zgodnie z niepisaną tradycją panującą w firmie Adam został wysłany w jedną z długich delegacji, z której miał wrócić dosłownie na styk przed naszym świętem. Albo i nawet zaraz po nim. Oczywiście pożegnałam go odpowiednio – przyznaję, że więcej niż jeden raz – i już w trakcie tych czułości zaczęłam się zastanawiać, czy nie skorzystać z okazji i sprawić mu jakąś wyjątkową niespodziankę? A może nie tylko jemu, ale i sobie samej? Myślałam tak i myślałam, aż wreszcie, bodaj dzień czy dwa po jego wyjeździe, przypomniałam sobie, czym w wolnych chwilach zajmuje się Sofi. Sofija. Sofia. A jak już tam sami chcecie.
Umówiłyśmy się w kawiarni, gdzie przy odpowiednio kalorycznym kawałku ciasta i jeszcze większej, solidnie podlanej śmietanką kawie, spokojnie sobie wszystko wytłumaczyłyśmy. No, może nie do końca spokojnie oraz zdecydowanie nie wszystko, lecz to miało się dopiero okazać. Niby po raz kolejny oznajmiłam Sofi, że widzę się z nią w bardzo konkretnej sprawie i ma nie próbować żadnych flirtów czy innych podchodów, a i ona znów obiecała, że nie będzie ...
... niczego kombinowała. Ale, jak śpiewał klasyk, nigdy nie wierz kobiecie. Przenigdy i pod żadnym pozorem! Bo o ile podejrzanie szczegółowe rozważania dotyczące relacji z Adamem mogłam jeszcze jakoś wytłumaczyć, to cokolwiek intymne pytanie, czy – cytując dosłownie – golę bobra, już niekoniecznie. Tym bardziej że zaraz po nim Sofia chciała mi zrobić zdjęcia. Jak nietrudno się domyślić, tamtego dokładnie miejsca. Że niby potrzebowała ich dla lepszego opracowania projektu, ale coś mi wyjątkowo w jej toku myślowym nie pasowało. Ostatecznie stanęło na tym, że sfotografuję się sama, wyślę jej, co trzeba, a ona wszystko przygotuje i na koniec omówimy jedynie detale.
Dopiłyśmy więc, dojadłyśmy oraz umówiłyśmy na dzień następny. I wtedy zaczęło się na całego.
Cały lokal nazywany szumnie „studiem tatuażu” był tak naprawdę pojedynczym pokoikiem w oficynie kamienicy w ścisłym centrum miasta, gdzie swego czasu urzędowała równie kameralna fryzjerka czy inna kosmetyczka. Może przez stereotypowy wizerunek takich przybytków, a może i wygląd samej Sofi, ale spodziewałam się zastać tam co najmniej świątynię kultu Belzedupa. Tymczasem wnętrze było bardzo jasne, niemal szpitalnie sterylne i gdyby nie ledwie kilka reprodukcji jej – a przynajmniej tak założyłam, bo podpisane nie były – prac wiszących na ścianach, nikt na pierwszy rzut oka nie domyśliłby się zakresu oferowanych w lokalu usług.
Sama właścicielka przybytku przywitała mnie aż nazbyt (znowu!) serdecznie i od razu przeszła do rzeczy. ...