Córka Architekta (I)
Data: 18.03.2020,
Kategorie:
alternatywna rzeczywistość,
Autor: Ignatius
To nie był mój szczęśliwy dzień. Najpierw zaspałem i ledwo co zdążyłem do pracy. W południe potknąłem się, niosąc obiad. Musiałem dosłownie obejść się smakiem. A później dostałem reprymendę od szefa za obrażenie klientów. A to wcale nie była moja wina, to tamta starsza pani nie dała sobie wytłumaczyć, że nie jestem pracownikiem banku, w którym ona ma konto... Zdaniem szefa powinienem był z nią porozmawiać i podsunąć jej do podpisania naszą umowę. A teraz jeszcze pada deszcz. Pędziłem na przystanek, ale już widziałem jak autobus odjeżdża.
– Jak pech, to pech – wydyszałem ciężko i schowałem się pod wiatą.
Stała tam już dziewczyna z parasolem. Była ładną blondynką z niebieskimi oczami. Pewnie nie raz w swoim życiu musiała nasłuchać się durnych dowcipów o blondynkach. Wyglądała, jakby wracała z pracy lub ze szkoły. Miała coś koło dwudziestu lat. Stała sztywno i patrzyła przed siebie nie zwracając uwagi na mokrego faceta, który się na nią gapi.
– Przepraszam, „siedemnastka” już jechała? – zapytałem, uprzednio rzuciwszy okiem na rozkład jazdy. Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę i uśmiechnęła się lekko. To był naprawdę ładny uśmiech.
– Tak – odpowiedziała.
– Ale mam dziś niełatwy dzień. Choć jedno mogłoby mi się udać – uniosłem ręce w protestacyjnym geście ku niebiosom.
– Mówi się trudno i czeka na następny – poradziła. – Jutro ma być już ładniej.
– Oby. Tak w ogóle, Dawid jestem.
– Alicja – podała mi dłoń. Z jej torebki wystawała okładka „Mistrza i ...
... Małgorzaty”.
– Literatura z górnej półki – oceniłem.
– Nadrabiam zaległości.
Zaczęliśmy rozmawiać o książkach i naszych ulubionych autorach. Nie byłem zbyt oczytanym człowiekiem, ale pomyślałem sobie, że skoro mam okazję pobyć z tak fajną dziewczyną, to warto się wysilić i przypomnieć sobie, co przeczytałem w swoim życiu. Skończyło się na tym, że wsiadłem z nią do autobusu, choć jechała w zupełnie inną stronę niż ja. Zorientowałem się dopiero w połowie drogi. Zaprosiła mnie do siebie. I nagle ten dzień stał się jednym z najszczęśliwszych w moim życiu.
Od tamtego dnia upłynęły już dwa lata. Alicja była moją narzeczoną i już za miesiąc mieliśmy brać ślub. Wprowadziła się do mnie, choć mieszkałem w bloku. Bałem się, że nie będzie zadowolona z tak małego lokalu, a na większe nie było mnie stać. Już odkładałem pieniądze na zakup domu albo po prostu większego lokum, ale z moimi zarobkami nie mogłem liczyć, że prędko nazbieram wystarczającą kwotę. Oboje pracowaliśmy, ustaliliśmy więc, że mniej więcej dwa lata po ślubie weźmiemy kredyt na zakup własnej nieruchomości, w której urządzimy swoje gniazdo rodzinne.
Alicja nie pamiętała swojej matki, ta podobno zostawiła ich, gdy miała dwa latka. Wychowywała się tylko z ojcem. Nazywał się Baltazar i był żwawym staruszkiem z ogromnym poczuciem humoru. Nieco dziwaczny typ, ale wkupiłem się w jego łaski opowiadając kawały. Mieszkał w dużym domu pełnym dziwacznych wynalazków. Konstruował różne urządzenia, które działały, choć według ...