Córka Architekta (I)
Data: 18.03.2020,
Kategorie:
alternatywna rzeczywistość,
Autor: Ignatius
... mojej wiedzy żadną miarą nie powinny.
– Spójrz, Dawidzie – powiedział podsuwając mi coś, co wyglądało jak czajnik z żarówką. – Nazwałem to oddymiacz. Jeśli w pomieszczeniu będzie dym lub para wodna, zostanie tutaj wessany, a ciśnienie w pomieszczeniu nie powinno ulec wielkiej zmianie. Zresztą, sam zobacz.
Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i zapalił ją. To znaczy, tak jakby, bo na samej zapalniczce ogień się nie pojawił. Zapaliły się za to wszystkie świece i kadzidełka, które wcześniej rozłożył. Dwie minuty później pokój był pełen dymu. Baltazar uruchomił oddymiacz i cała szara smuga została natychmiastowo wessana. Nie poczułem nawet niewielkiego podmuchu wiatru.
– Wspaniałe – powiedziałem z grzeczności. Jego wynalazki wywierały na mnie średnie wrażenie i nie widziałem dla nich praktycznego zastosowania. Wyjątkiem była tylko ta tacka z lewitującymi ciastkami, bo akurat za to odkrycie zasłużył na pokojowego Nobla. Baltazar dobrze wiedział, że tak naprawdę przychodziłem tu dla Alicji, ale nie przeszkadzało mu to w chwaleniu się swoimi wynalazkami. A ja starałem się być dla niego miłym, w końcu był moim przyszłym teściem.
Baltazar mieszkał w willi na wzgórzu. Nigdy nie pytałem, skąd ma tyle pieniędzy. Podejrzewałem, że sprzedawał swoje patenty i z tego się utrzymywał. Nie słyszałem, żeby prowadził jakąś zarobkową działalność sensu stricto. Bardzo często majstrował w swoim warsztacie albo przesiadywał nad książkami w bibliotece, ale na pewno nie wyjeżdżał do pracy. ...
... Żył trochę na odludziu, ale był naprawdę sympatycznym człowiekiem. Miał już kompletnie siwe włosy i niemałą brodę, ale pozostawał rześki. Uwielbiał żartować. Praktycznie wszystko, co znajdowało się w jego domu, sam zbudował. Począwszy od dzwonka do drzwi imitującego bicie dzwonów, aż po system obrotu wodą. Chwalił się, że opracował nową metodę, która nawet najbardziej zabrudzoną wodę czyni zdatną do picia. Mam nadzieję, że na mnie tego nie testował.
Zaproszenie od niego przyjąłem z lekkim niepokojem. Podkreślił, żebym przyszedł sam, bez Alicji. Miał mi coś ważnego do przekazania.
– Usiądź, proszę – pokazał na fotel. – Zaraz przyniosę melisę, to się napijemy.
– Ależ nie trzeba, proszę się nie kłopotać...
Po chwili wrócił z kuchni, z tacką z dwoma filiżankami melisy.
– Muszę ci powiedzieć coś naprawdę ważnego. Ale najpierw, czy ty wierzysz w rzeczy, które przeczą prawom fizyki?
– Nie rozumiem...
– Czy wierzysz w niemożliwe?
Ach, zapewne chodzi mu o miłość. W końcu oddaje mi swoją córkę. Widocznie to jedna z tych męskich rozmów.
– Tak, wierzę.
– Dobrze, będzie łatwiej. Opowiem ci to w dużym skrócie i bez zbędnych szczegółów. Słuchaj uważnie i weź to sobie do serca. Zatem... – chrząknął i zaczął wykład. – Tak naprawdę jestem Architektem. To znaczy, kimś w rodzaju maga lub czarnoksiężnika. Lubię przeprowadzać eksperymenty i choć nie powinienem był tego robić, to wiele lat temu stworzyłem człowieka. Coś pokroju homunkulusa – powiedział z pełną powagą. ...