Przekwitajacy mak
Data: 21.03.2020,
Kategorie:
Geje
Autor: orfeusz
... obrączkę dla swego spokoju.Leżałeś na gąbce, na której zwykle spaliśmy z Anną. Kwiaty, które ci podarowałem, stały z twojej lewej strony, Cello przyniosła ten bukiet, który jej sprezentowałem, i ustawiła z prawej. Wyjąłem jeden kwiat i położyliśmy go razem z krzyżem na twojej piersi pod rękami.Manuelu, leżałeś, a ja siedziałem obok ciebie, dotykając cię; wciąż jeszcze byłeś ciepły, ale już nie tak jak przedtem, nadchodził chłód, chłód śmierci. Siedziałem obok ciebie płacząc. Patrzyłem na twoją twarz; musiałem teraz, miałem teraz zacząć żyć sani. Byłeś martwy, zupełnie martwy. Twoja dusza być może nie, ale ja cię już utraciłem, zostałem sam. Nasze wspólne życie skończyło się tutaj. Płakałem z bólu, to było straszne.Lina odmawiała różaniec. Przyglądałem ci się. Nie odezwałeś się. Leżałeś niezmieniony, bez względu na to, co robiliśmy.Znaliśmy się dokładnie dwa lata, dokładnie dwa lata kochaliśmy się, dokładnie dwa lata należałeś do mnie, zaznałem radości dotykania cię, pogłębiania naszej intymności, kochania ciebie, życia w symbiozie, sprzeczania się z tobą, życia w jedności. Ciągle jeszcze cię kochałem, ale ty byłeś martwy.Zrobiło się jasno, nadchodził ranek, a ty leżałeś ubrany na biało bez krwi. O wpół do dziewiątej nastąpiło trzęsienie ziemi, niezbyt mocne, ale zauważalne, przestraszyliśmy się, chwyciliśmy najważniejsze rzeczy, pieniądze, biżuterię, bilety lotnicze i zbiegliśmy na dół. Znów się uspokoiło. Na ulicy było pełno ludzi, którzy ze strachu wybiegli na ...
... zewnątrz.Wszystko naraz: Manuel umarł, trzęsienie ziemi! Przeklinam świat. Cóż jeszcze ma mnie spotkać? Czy to wciąż jeszcze za mało, co trzeba mi jeszcze będzie przetrzymać? Bałem się o swoje życie i doszedłem do wniosku, do którego zawsze dochodzę: chcę żyć, przeżyć, nie chcę umrzeć, chcę być szczęśliwy, smutny, płakać łzami i do łez śmiać się.Dziwne uczucie: jeszcze parę godzin wcześniej był tutaj, chory, cierpiący, ale istniał na tym świecie. Był mój. Potem zniknął z chwili na chwilę. Wprawdzie jego ciało tu leży, ale on odszedł, nie żyje. Tak trudno to pojąć. Nagle moje życie się zmieniło, Manuel już nigdy nie wróci. Teraz ponoszę odpowiedzialność tylko za siebie. Zerwanie, które nie pozostawia możliwości walki: śmierć to koniec, niepojęty koniec naszego związku.Myśl, że jego dusza nadal żyje, trochę mi pomaga, pozwala mi mieć nadzieję na spotkanie z nim w wieczności czy też w innym ziemskim życiu. Nadzieją napawa mnie możliwość dalszego życia duszy, to że rzeczy są niezmierzone, że życie nie kończy się tak nagle, że jego granice rozciągają się od naszego doświadczenia na ziemi aż po nieskończoność. Pociesza mnie to, a jednak teraz jestem tutaj, na ziemi, sam, a ciało Manuela już nie żyje, Manuel jest martwy.Przynieśli trumnę. Masz być spalony. Była ohydna: drewniana skrzynia obita szarobłękitnym pluszem. W jej wieko wmontowano klapkę z przezroczystym plastikiem pod spodem, przez który można cię było oglądać. Nie podobała mi się, pomyślałem, że też byś takiej nie chciał. Ale już ...