1. Przekwitajacy mak


    Data: 21.03.2020, Kategorie: Geje Autor: orfeusz

    ... była, poza tym to przecież wszystko jedno.Znosiliśmy cię z naszego pokoju wąskimi schodami w dół. Twoje ciało ledwie mieściło się na zakrętach, tak byłeś stężały. Ułożyliśmy ciebie, twoje ciało, w trumnie i ustawiliśmy w jadalni na marach. Ta trumna była właściwie tylko pojemnikiem, w którym miałeś być odwieziony do krematorium. Trumny wykorzystuje się tu wielokrotnie.Nareszcie przyszła pora. W gorączkowym ruchu ulicznym, rozdzieleni na dwa samochody pędziliśmy przez miasto i straciliśmy z oczu karawan. Tak więc sami szukaliśmy drogi. Trzymałem w ręce kwiaty i w końcu wypytując ludzi, dotarliśmy do olbrzymiego cmentarza, pośrodku którego znajdowało się krematorium.Manuel czekał na nas wejścia. Karawan akurat tutaj zepsuł się. Dopiero później przyszło mi do głowy, że być może nie był to wcale przypadek: Manuel zawsze bał się zostawać sam, i dopiero gdy zobaczyłem, jak bez ceregieli przebiega palenie zwłok, pojąłem sens tego defektu. Z pewnością karawan przyjechałby przed nami i ciało Manuela byłoby już odstawione, zanim zdążylibyśmy jeszcze raz go zobaczyć. Karawan do połowy zdążył wjechać na cmentarz, a w połowie stał na chodniku w samej bramie.Zaraz po naszym przyjeździe samochód zaczął działać. Kiedy byliśmy na miejscu, zapadał zmierzch. Trumnę wniesiono do budynku. Na parę sekund zostałem sam z Manuelem, potem trumnę ustawiono w windzie wyłożonej drewnem, co wyglądało tak, jakby jakaś wielka trumna połknęła trumnę właściwą.Winda ruszyła w dół, do piwnicy budynku. Patrzyłem ...
    ... za nią, położyłem się niemal na podłodze, aby przez szczelinę jeszcze raz zobaczyć Manuela. Przyglądałem się, jak trumna zjeżdża na dół, jak ją otwierają i wyjmują z niej Manuela razem z prześcieradłem. Zobaczyłem, jak otworzyło się jedno oko Manuela. Spojrzał na mnie po raz ostatni swym cudownym, wielkim, brązowym martwym okiem.I tyle. Natychmiast musieliśmy uiścić wszystkie opłaty, kasa była w tym samym pomieszczeniu. Wyszliśmy na zewnątrz. Rozpłakałem się ze złości na ten bezceremonialny pragmatyzm całej sprawy. Oto stałem z kwiatami w ręku, żal i wściekłość mieszały się z sobą. Myśląc o Manuelu, wyrzuciłem kwiaty do kosza na śmieci.Na zewnątrz usiedliśmy obok siebie na krawężniku, komin dymił nad nami. Zapaliłem pierwszego od lat papierosa. Prawie wszyscy palili, tak jak ten komin. Płakaliśmy, każdy z osobna, i wszyscy razem. Wyczuwałem zapach Manuela, patrzyłem w gęsty dym i głęboko zaciągałem się papierosem. Manuel ulatniał się przez komin, zapadał zmrok. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy i księżyc w pełni. Wkradał się w nas chłód, bolała mnie głowa, byłem u kresu sił, spięty i wycieńczony. Przez komin ulatywało jego cudowne ciało, unosił się ku pierwszym gwiazdom i księżycowi. Po raz ostatni księżyc w pełni zaświecił naszej miłości, tylko dla nas, po raz ostatni należał do nas, jak do wielu innych kochanków.Teraz, dokładnie dwa lata temu, po raz pierwszy poczuliśmy siebie, zaczęło się to, co dzisiaj się skończyło. Byłem niezmiernie smutny, a jednocześnie wolałem ...