Killian Maclean (I)
Data: 19.04.2020,
Kategorie:
wojsko,
poligon,
Autor: NonReal
- Leż spokojnie, spokojnie. - Cicho powtarzał sobie Killian jednocześnie, najwolniej jak tylko mógł, unosił lekko ciało opierając cały ciężar na lewej ręce boleśnie naprężonej.
- Raz, dwa, trzy - potwornie powoli, nie zwracając uwagi na kroplę potu, która utkwiła w kąciku oka. Zlustrował dokładnie przestrzeń przed sobą, próbując wychwycić kątem oka jakiś ruch. Był wczesny ranek, widoczność utrudniało delikatne światło słoneczne rozpraszające się na mgle unoszącej się nad łąką, ale on był do tego szkolony. Zgiął mały palec prawej ręki wyczuwając zgrubienie w rękawicy, delikatnie nacisnął.
- Szerszeń trzy i sześć, miejcie oko na te kępę dwadzieścia pięć metrów na prawo od punktu A3. Zrozumiano?
Zapytanie poszło w eter i w ułamku sekundy jego szept niesłyszany pół metra dalej, dotarło do uszu całej drużyny rozproszonej na dystansie dwustu metrów.
- Szerszeń trzy, przyjąłem.
- Szerszeń sześć, przyjąłem.
Usłyszawszy potwierdzenie, Killian opadł z powrotem na ziemię, nieskończenie powoli, dając wytchnienie bolącej ręce. Leżąc tak, przymknął oczy, próbując przenieść aktualną sytuację na mapę widzianą na godzinę przed wymarszem. Od dziewięciu minut poruszali, się po strefie zagrożenia i nic nie wskazywało by zostali jak dotąd wykryci. Rzucił w myślach kilka przekleństw, co zawsze pomagało mu się uspokoić, po czym ponownie zgiął mały palec, aktywując komunikator.
- Szerszeń osiem, dziewięć, jedenaście skrajem lasu, co trzydzieści metrów potwierdzenie. Trzy i ...
... sześć dalej ubezpieczajcie, te kępę, reszta parami naprzód. W razie kontaktu zamarznąć.
Usłyszawszy serię potwierdzeń, Killian podniósł się do klęknięcia i wyszukał wzrokiem czternaście cieni sunących wolno przez wysoką trawę, ledwie powodując jej poruszenie. Gdyby nie wiedział dokładnie gdzie byli, nie miałby szans ich dostrzec. Sam odpiął od zasobnika karabin, odbezpieczył go i nie przestając w myślach przeklinać zrobił pierwszy krok. Przy ich tempie, przejście ośmiu metrów zabierało im minutę, co parę chwil słyszał podwójne piknięcie interkomu, świadczące, że trzech ludzi w lesie przeszło kolejny trzydziestometrowy odcinek. Kątem oka widział swoją parę coraz bardziej zbliżającą się do niego. Szli przed siebie, prawie ramię w ramię, nasiąkając wodą z rosy i własnym potem. Przed nimi coraz wyraźniej majaczyło drzewo, jakby przepołowione na pół. Punkt A3, kolejny przystanek. Kiedy tam dotrą, następnym przystankiem będzie punkt B0. Ruiny starej wieży, gdzie skończą się podchody. Usłyszał ciche przekleństwo od swojej prawej. Spojrzał tam wściekle, chcąc przypierdolić temu idiocie i nagle oślepł. Słońce stało za wysoko.
Usłyszał piknięcie interkomu.
- Co to za idiota? - Wściekłe warknięcie. Co oni kurwa wyprawiają? - Szerszeń cztery co ty wyprawiasz?
Killian obejrzał się za siebie. Jakieś sto metrów dalej stała ubrana na czarno-biało postać z twarzą zasłoniętą, maską i goglami. Obiecując sobie, że po powrocie z misji zabiję tego człowieka, uaktywnił interkom, i wcale ...