Nocny pociąg z rudzielcem, czyli minął…
Data: 19.04.2020,
Kategorie:
Zdrada
Brutalny sex
wulgaryzmy,
nieznajomi,
ruda,
Autor: Agnessa Novvak
... przy sobie choćby piersiówki. Niestety najmocniejszym, co można kupić na miejscu, jest cienkie piwo. Nerwowo stukam obrączką o ekran smartfona, gapiąc się bezmyślnie na zdjęcie dwóch roześmianych chłopców w wieku wczesnoszkolnym, otoczonych czułym objęciem szczupłej, eleganckiej brunetki. Odliczam minuty, starając się zbytnio nie roztrząsać bieżącej sytuacji.
Ostatecznie, o czym miałbym myśleć? O pozornie szczęśliwym, lecz dźwięczącym pusto niczym cymbał małżeństwie, w którym wszyscy żyjemy niby razem, a przecież jakże osobno? Czy może o pracy, w której stałem się może i sowicie opłacanym, ale jednak jawnym pomiotłem? Owszem, miewam czasami ochotę jebnąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady czy inną Kamczatkę, jednak przecież moje problemy nie wykraczają specjalnie poza typowe nieprzyjemności i niewygody dnia powszedniego, które musi znosić znakomita większość cywilizowanego społeczeństwa. A już na pewno nie są pretekstem do rozważania stosunków pozamałżeńskich! Nawet z kobietą, która nie tak wcale dawno robiła sobie dobrze dosłownie metr ode mnie. Zwłaszcza z nią. A może jednak? Okoliczności sprzyjają mi na pewno, kandydatkę znalazłem – czy raczej sama się znalazła – bardzo prawdopodobnie, co mnie więc powstrzymuje przed skokiem w bok? Jednorazowym, niezobowiązującym oraz, z czego nie jestem dumny, nie pierwszym w moim życiu. Ani zapewne nie ostatnim. Niestety.
Po upływie zapowiedzianych dwóch kwadransów wchodzę ponownie do przedziału i zamieram w pół kroku. Nie, nie ...
... mogę! Nazwijcie mnie, jak tylko chcecie: słabeuszem, chwiejem, ciepłą kluchą, kimkolwiek innym. Może jestem podstępną i zdradziecką, męską świnią, ale nic nie rozczula mnie równie mocno, co kobiece łzy. Wylewane właśnie przez skulonego w kącie łóżka, potarganego rudzielca.
– Czy wszystko w porządku? – Po cholerę pytam, skoro widzę, że nie. – Ja naprawdę nie chciałem…
Oszołomiony nagłym wybuchem histerycznego płaczu, wypadam przez niedomknięte drzwi z powrotem na korytarz.
Po raz bodaj trzeci wracam do mojej tymczasowej sypialni, po drodze gęsto przepraszając pasażerów z sąsiedniego przedziału, wyraźnie nieukontentowanych naszym niegodnym zachowaniem. Jakimś cudem uniknąwszy srogiego wpierdolu, stawiam na stoliku największą kawę oraz porcję słodkości, jakie udało mi się kupić w bufecie.
Przysiadam na krawędzi łóżka i zamieram w oczekiwaniu na twój ruch, Mirello. Jeśli czujesz taką potrzebę, wypłacz się. Powiedz, o czym tylko chcesz, lub przeciwnie: zmilcz i do końca podróży nie odezwij się ni słowem. Wybierasz bramkę numer jeden? Twoja wola!
Niezgrabnie podaję ci chusteczkę i czekam cierpliwie, aż wytrzesz nos, oczy oraz szkła okularów i zaczniesz snuć opowieść. O sobie samej. O losie, który obchodził się z tobą raczej mało subtelnie i nieraz zamiast nadzieją obdarowywał cierpieniem. O niedostatku, wręcz biedzie. Problemach ze zdrowiem, wyglądem, samoakceptacją. Zaniedbującym cię mężu, który dawno zapomniał, czym jest nie tylko pożądanie, lecz także jakiekolwiek ...