Nocny pociąg z rudzielcem, czyli minął…
Data: 19.04.2020,
Kategorie:
Zdrada
Brutalny sex
wulgaryzmy,
nieznajomi,
ruda,
Autor: Agnessa Novvak
... tylko prowokującej, stałaś się… kim? Jak mam nazwać ową z założenia efemeryczną relację między dwojgiem przypadkowych nieznajomych, do której najwyraźniej dążysz? Przychodzą mi do głowy różne pojęcia: od masochizmu i uległości, po sadyzm i dominację, ale co właściwie o nich wiem? Poza suchą, encyklopedyczną definicją oraz mocno przekłamanym obrazem, zbudowanym przez wątpliwej jakości czytadła i jeszcze bardziej tandetne filmidła dla znudzonych gospodyń domowych, w zasadzie niewiele.
Milkniesz na moment. Jakbyś zastanawiała się, czy jeszcze coś dopowiedzieć, ale boisz się reakcji. Do czasu.
– Albo teraz, w tym przedziale, weźmiesz mnie na wszelkie możliwe sposoby, albo wypier…
– Powtórz to! – żądam od ciebie twardo.
– Ale co dokładnie? – Wydajesz się autentycznie zaskoczona.
– Wszystko. Tak, jakbyś mówiła wprost do mnie! – uściślam.
– Weź mnie jak nikogo wcześniej! Wyżyj się za wszystkie czasy! – podnosisz głos, aż mając na uwadze komfort pozostałych podróżnych, muszę cię przyhamować. – Potraktuj jak ostatnią szmatę i uderz, a gdybym wrzeszczała, zatkaj mi usta! Najlepiej własnym fiutem! Zajedź we mnie jednego kondoma, drugiego, nawet dziesiątego, jeśli będzie trzeba! Przerżnij na wylot moją nienasyconą pizdę, rozochoconą dupę, lubieżne wargi! – chichoczesz nagle, jakbyś opowiedziała wyjątkowo udany dowcip. – W tej właśnie kolejności! A potem powtórz wszystko jeszcze raz i…
– Bądź więc tak miła – wchodzę ci bezczelnie w słowo – i zamknij się, ...
... Mirello!
Celowo ściągam twoje ramiona jeszcze mocniej, aż niewielkie początkowo fałdki między ich nasadą a biustem wybrzuszają się. Korzystając z okazji, chwytam je w usta. Nie przeszkadza mi, że daleko ci do nawet szeroko pojmowanych kanonów piękna, a o świeżości twojego ciała moglibyśmy dyskutować. Naprawdę intensywnie. Wbijam palce w miękką pupę, którą mnie przytłaczasz i coraz słabiej powstrzymuję się od wsadzenia rozpalonego do granic penisa głęboko w źródło kleistej wilgoci. Tak bliskiego, chętnego oraz szeroko otwartego.
Przez głowę przemyka mi nagła myśl: w której kieszeni walizki mogą być te cholerne prezerwatywy?
Gdy kończę wylizywać zaskakująco smakowite wałeczki, przenoszę się ku szyi. Zahaczam jeszcze o niedający się ukryć drugi podbródek, po czym wracam do piersi. Łapię wargami za rozbudzone sutki i mocno zasysam, czując na języku charakterystyczną słoność. Przygryzam je zębami. Z początku leciutko, czujnie obserwując reakcję. Chcesz więcej, widzę to wyraźnie! Ściskam cię mocniej, aż do momentu, w którym grymas bólu wykrzywia ci twarz. Późno się to dzieje. Bardzo.
Klepię twój boczek. Coraz energiczniej. W końcu uderzam, jakbym wyrabiał wyjątkowo oporne ciasto, z którym nie mogę sobie poradzić nawet wałkiem. A ty za każdym razem spinasz się mocniej, stękasz głośniej i… uśmiechasz. Gryzę brodawki niemal do krwi, paznokciami jednej ręki rozdrapuję skórę, zostawiając czerwone szramy, a drugą dosłownie biję. I boję się, dokąd zmierzamy? A ty się śmiejesz.
Chwytam ...