Cierpienia niemłodej Wertherówny… (I)
Data: 23.04.2020,
Kategorie:
bdsm
Lesbijki
Fetysz
Autor: Agnessa Novvak
... niewolnicą, domem a subem, Panią i jej Suką… mną a nią?
Przyklękłam i przytuliłam twarz do znaczonego szeroką szramą brzucha. Złapałam za nadgarstki z wciąż widocznymi od spodu jasnymi prążkami cięć. Przesunęłam wzrok wyżej i zastanowiłam się po raz kolejny, czy niewielkie plamki w zgięciu łokcia były jedynie przypadkowymi znamionami, czy raczej śladami dawnych nakłuć?
I w tym właśnie momencie coś we mnie pękło. Nagle. Bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia całe moje jestestwo posypało się jak domek z kart.
Przez kilka sekund starałam się jeszcze powstrzymywać słone krople, wzbierające gwałtownie w kącikach oczu, lecz nie byłam w stanie. Ni mniej, ni więcej, tylko zaniosłam się płaczem. Teoretycznie profesjonalna, komercyjna domina krztusiła się własnymi, spływającymi spod maski łzami. Przytulając się do uległej, którą tego samego wieczoru zmusiła do… dalece wykraczających poza ogólnie przyjęte normy praktyk seksualnych.
A niechże to wszystko jawnogrzesznica jasna trafi! Jaka znowu domina? Jaka profesjonalna? Chyba mnie pogździło! Owszem, rządzenie innymi sprawiało mi nieukrywaną przyjemność. Zgadza się, pobierałam za swoje usługi pieniądze i to niemałe, natomiast nie było to moje jedyne, ani nawet najważniejsze źródło utrzymania. Ponadto nawet nie próbowałam zbliżać się poziomem zaangażowania, oddania oraz klasy do prawdziwych, zawodowych Pań – a że poznałam niektóre z nich osobiście, doskonale zdawałam sobie sprawę, kim są i co robią. Poza tym rządzenie ...
... rządzeniem, lecz w sprawianiu innym bólu naprawdę nie dostrzegałam niczego satysfakcjonującego.
Tym bardziej że znacznie dłużej, niż chciałam przyznać, traktowałam uległych zbyt emocjonalnie. Przejmowałam się ich problemami, które chcąc nie chcąc pojawiały się w nawet szczątkowych, ale jednak rozmowach. Niby ich poniżałam i dominowałam, lecz coraz częściej tylko w taki sposób, na jaki sami mieli ochotę, jedynie pozorując zdecydowanie.
Dlatego powiedziałam sobie: dość! Koniec! Dzisiaj był ostatni raz! Chędożę pieniądze, budowane latami kontakty i pożal się Boże „pozycję” w „środowisku”. Nie będzie już
. Nie i wuj! A jeśli komuś się to nie podoba, niech się ode mnie odstosunkuje i uda pospiesznie na z góry ustalone pozycje!
Złapałam zdezorientowaną Katię za rękę i zaciągnęłam do pokoju, nie zwracając większej uwagi na ściekającą z nas obu wodę. Posadziłam ją siłą na sofie, która tyle co była świadkową naszych nieprzyzwoitości. Dopiłam duszkiem rozwodnioną resztkę whisky i przykucnęłam naprzeciwko w taki sposób, by nasze spojrzenia znalazły się na tej samej wysokości.
– Katio, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia! – przemówiłam niczym matka strofująca dziecko i tak się w sumie czułam. Chyba, bo nie miałam dzieci. – Dziś ostatni raz…
– Ale co się stało, moja Pani? Może mogłabym jakoś wszystko naprawić? Powiedz tylko, co mam dla ciebie zrobić! – Zaczęła panikować.
Powolutku, celebrując każdy gest, rozplątałam sznureczki maski, pierwszy raz odsłaniając przed ...