1. Piątki dla klimatu


    Data: 11.06.2019, Kategorie: maturzystka, klasyczny podryw, fridays for future, powiatowe miasteczko, narrator chwalipięta, Autor: MrHyde

    Ale się porobiło! Do naszego miasteczka zawitała wielka polityka, i to nie krajowe przepychanki o wrak i gejów, lesbijki i dwu-, trzy- i transpłciowych, tylko walka o klimat światowy! A ja się zakochałem jak szczeniak. Świat stanął na głowie.
    
    Zaczęło się jak zwykle od banalnego przypadku. Wyszedłem z biura po lunch. To znaczy po pizzę na wynos z kebabiarni, która otworzyła się zaraz po wakacjach równo w połowie drogi między jedną z podstawówek i liceum, po sto pięćdziesiąt kroków od bram obu ośrodków edukacji młodzieży. Wszechstronnej edukacji, bo to liceum ogólnokształcące. Oprócz kebabiarni i szkół przy tej samej ulicy usytuowanych jest więcej obiektów niezwykle ważnych dla lokalnej społeczności: dwa supermarkety, punkt Lotto, kiosk, ze cztery bankomaty, fotograf, kserograf, moje biuro doradztwa, jak optymalizować daniny dla pazernego fiskusa, stary szewc i księgarnia, do której szczególnie lubię zachodzić poflirtować z młodymi sprzedawczyniami i w ten sposób umilić im południową nudę. Wspominam jednak o ogólniaku, bo tam uczy się Paulina. W zasadzie uczyła się wtedy, tamtego feralnego dnia, w pierwszy piątek po głosowaniu prezydenckim, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Nie znając jeszcze jej imienia. Teraz to ona już studiuje.
    
    Właśnie: wielka polityka, lunch i licealiści, brzemienny w skutki przypadek. Ledwie wyszedłem z biura, trafiłem na pierwszą w naszym mieście demonstrację eko-klimatyczną. „Nasza planeta ginie”, „Toniemy”, „Ratujmy klimat”, „
    
    — Piątki dla ...
    ... przyszłości, przez weekend do wieczności!”, przeczytałem na transparentach. „Bu, bu, bu,
    
    ”, krzyczały roześmiane licealistki po angielsku, przy tenorowo-basowym wsparciu kolegów: „Bu. Bu. Bu!”. Pamiętam jak dziś: z przodu policjant, uśmiechnięty, za nim dwóch młodzieńców, niższy z transparentem w ręku, wyższy — dwumetrowy koszykarz — z pasażerką na karku. Długi warkocz, energiczne ruchy głową i szeroki, krzykliwie zielony szal spływający na plecy jak sztandar ruchu zielonych albo flaga islamistów — trudno powiedzieć, które porównanie przyszło mi pierwsze na myśli. Taki właśnie mam przed oczami obraz Pauliny, kiedy nie mogę zasnąć. Potem niespokojny mózg wyświetla inne migawki, widzę policzki i dłonie, piersi i koniuszek języka, ale pierwszy obraz jest właśnie taki: Paulina w zielonym szalu, natchniona Dziewica Orleańska na czele swej małej armii obrońców klimatu. Dziesięcioosobowy pochód zamykał drugi policjant, z miną tak niewyraźną jak modernistyczny obraz w gabinecie burmistrza, nieprzyzwoicie znudzony pracą w służbie ulicznej demokracji.
    
    Popatrzyłem na to widowisko, uśmiechnąłem się z przekąsem, jakbym chciał powiedzieć: „Ech, dzieci, możecie mieć rację, albo nawet dwie, ale wesołym happeningiem smutasów nie przekonacie. Wszystko zostanie po staremu”. Wróciłem do codziennych zajęć. Coś jednak się we mnie zmieniło. W nocy nie mogłem zasnąć. Cały weekend snułem się obolały jak po maratonie, nie wiedząc, czy dopadła mnie grypa, migrena czy syndrom melancholika. Dopiero po ...
«1234...11»