Ktoś zagląda do twych okien (I)
Data: 16.05.2020,
Kategorie:
fascynacja,
obsesja,
nieznajomy,
Podglądanie
Masturbacja
Autor: MissNobody
... króliczkami. W takim stroju świata bym nie zawojowała, co dopiero mówić o sercu mego wybranka. Podeszłam do okna. Pustka. Pewnie wyszedł już do pracy. Usiadłam przy laptopie. Potrzebowałam chwili namysłu, by wpisać w Internecie frazę, której chciałam znaleźć. Nie mogłam przecież wyklepać na klawiaturze „zdjęcia na śniegu”. To zbyt banalne i nieprzyzwoicie oczywiste, ja natomiast wolę porządnie wgłębić się w dany temat. Na szczęście jako fotograf realizowałam już podobne zlecenia, więc szukanie nie zajęło mi aż tak dużo czasu. Lubiłam sesje plenerowe. Wtedy wiele wychodzi w trakcie, we współpracy z osobą, która znajduje się po drugiej stronie obiektywu. W razie niepowodzeń swoją niedyspozycje można zawsze zrzucić na niedogodne warunki otoczenia. Oczywiście tylko żartowałam. Ceniłam się za swoje podejście do pracy. W porównaniu do innych ludzi zajmujących się tą profesją, która uważana jest przecież za luźną, ja podchodziłam do niej bardzo poważnie. Podczas sesji zdarzało mi się robić za stylistkę a nawet za fryzjero-wizażystkę, z czym raczej nie mam na co dzień obycia. To w prawdzie nie moja działka, ale czego nie robi się dla dobrego ujęcia? Podczas zleceń byłam więc przygotowana niemal na wszystko, tylko po to, by spełniać nawet najdziwniejsze fanaberie ludzi. W końcu klient, nasz pan. Dzisiejsza pogoda kompletnie nie zachęca do wyjścia. Patrząc na opadające płatki śniegu, mimowolnie spojrzałam na jego pokój. Przestań! Zniechęcona sięgnęłam po tłuste kremy ochronne, które ...
... skrywałam na dnie szufladki. Pielęgnacja skóry przy takiej pogodzie jest ważna, a ja ciągle o tym zapominam. Na grubą warstwę białej substancji nałożyłam podkład i niezawodne, wodoodporne kosmetyki. Rozczesałam niedbale włosy. Przecież i tak przykryję je czapką, a zaraz po wyjściu - przyklapnięte zostaną przez warstwę puchowego śniegu. Podeszłam szybszym krokiem na przystanek, który znajdował się kawałek od mojego mieszkania. Komunikacja miejska to rzecz okropna, szczególnie w lato i w zimę. Sama nie wiem kiedy względem pasażerów jest bardziej bezwzględna. W lato zmierzamy się z doskwierającymi zapachami od ludzi, którzy nie wiedzą, czym jest prysznic oraz od pijaków, którzy rozsyłają walory zapachowe uprzednio wypitego taniego wina. W zimę zaś narażeni jesteśmy na liczne odmrożenia przez wiecznie spóźniające się autobusy i pociągi. Jestem na to przygotowana. W taką pogodę najbardziej liczy się dla mnie komfort a nie wygląd, więc teraz, gdy stoję czekając i pocierając ręka o rękę, nikt nie nazwałby mnie seksbombą. Już prędzej Rudolfem Czerwononosym, z wiadomych względów. Dobrze, że żadna postać z bajki nie ma nienaturalnie czerwonych rąk, bo na pewno byłabym ochrzczona jej imieniem. Moje dłonie wręcz puchły na wiśniowy kolor, który dążył stopniowo do śliwki, a odcień ten ustępował dopiero po wejściu do domu i porządnym rozgrzaniu się. Wreszcie nadjechał mój autobus. Zdjęcia, które dzisiaj wykonuje nie wnoszą nic nowego do mojego portfolio i szczerze mówiąc, ziewnęłam na samą ...