Trójkąt 1992
Data: 13.06.2019,
Kategorie:
Fetysz
Lesbijki
Autor: tropania
... pobieżnie historię ogłoszenia przeczytanego rano, warunków, ceny i tego, że do wieczora trzeba się zdecydować.
- Widziałeś ten pokój – zapytała Ewa.
- Tak, sto razy lepszy niż w akademiku – odpowiedziałem.
- Idziemy? – zapaliła się Monika.
- Mamy czas, a wy się macie przecież uczyć – uspokoiłem sytuację – Ewka, rozłóż książki
i zeszyty, i róbcie, co chcecie, ja idę do siebie, bo po twoim głupim tekście o Kubusiu Puchatku mamuśka widzi więcej – powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Ostatecznie po obiedzie i po podwieczorku wyszliśmy w trójkę i dotarliśmy do domu z wynajmowanym pokojem. Monika też się nasłuchała co można, a czego nie, ale na pokój zdecydowała się natychmiast. Ewa się strasznie się ucieszyła, że Monika będzie blisko i że będą razem jeździć autobusem na zajęcia i z powrotem. Pojechaliśmy z Moniką do akademika po jej rzeczy – dużo tego nie było, trochę ciuchów, kubki, talerze, sztućce, ręczniki…
Wszystko weszło do plecaka i średniej torby tak, że Ewa nie miała nawet co nieść. Monika zostawiła na stole kartkę informującą dziewczyny, że się wyprowadziła.
Monika oddała klucz na portierni i zapowiedziała zdziwionemu nieco cerberowi, że
w poniedziałek się wymelduje w dziekanacie.
Wróciliśmy z klamotami do pokoju, który miał być od teraz pokojem Moniki. Była osiemnasta, do dwudziestej trzeciej jeszcze brakowało – zawsze to godzina dłużej niż
w akademiku.
- Marek…, idę do domu, wy się tu rozkładajcie – powiedziała Ewa.
- ...
... Jakby się starsi pytali to będę kilka minut po jedenastej – powiedziałem mając na myśli wieczór.
Zostaliśmy sami.
Pokój, a właściwie pokoik, miał trzy metry na trzy i był jednym z kilku podobnych na piętrze, które w całości służyło do wynajmowania. Aby nie przeszkadzać Monice w krzątaniu się, siedziałem w kącie przy stole na jednym z dwóch krzeseł i patrzyłem jak ładuje swoje rzeczy do szafy i szafki. Na jednej z półek nad wersalką rozkładała właśnie swoje pierdolety, kiedy usłyszeliśmy pukanie.
- Tak – zawołała Monika.
Spodziewaliśmy się właścicielki, która sobie coś szalenie ważnego przypomniała.
Otworzyły się drzwi i zajrzała jakaś dwudziestokilkulatka, nawet ładna, drobniutka ciemna blondynka.
- Cześć, jestem Elżbieta, zajmuję pokój obok, będziecie tu mieszkać? – zapytała na końcu prezentacji.
- Nie, tylko ja – odpowiedziała Monika i przedstawiliśmy się.
Pogadaliśmy chwilę, Ela nam powiedziała, że pokoi jest pięć: w następnym mieszka czterdziestoletnia rozwódka czekająca na sądowy podział majątku, w jeszcze następnym dwie siostry studentki, a w ostatnim, największym, młode małżeństwo z trzyletnim synem i się właśnie budują niedaleko. Wymieniła wszystkich po imieniu, ale na początku zapamiętałem tylko rozwódkę Krystynę.
Kiedy Elżbieta wyszła, Monika zabrała się za dalsze układanie swoich rzeczy. Wyciągnęła
z torby kopertę tak niefortunnie, że wysypały się z niej na podłogę wszystkie zdjęcia. Zabrałem się za ich zbieranie. Takie tam… z wycieczek, ...