1. Czerwony kapturek


    Data: 14.06.2019, Kategorie: Wilk, bajka realistyczna, czerwony kapturek, kontrowersyjne treści, Autor: starski

    Moja babcia miała wilka.
    
    Wielki basior, na wpół dzikie zwierze.
    
    Jak byłam mała, bałam się go strasznie.
    
    Gdy z mamą przychodziłyśmy z wizytą do leśniczówki, zawsze wypędzano go do lasu, żeby mnie nie straszył. Babcia nazywała wilka Wilkiem, tak po prostu.
    
    Tego wilka przyniósł mój dziadek. Znalazł go na lodzie. Podobno, zwierz wpadł do przerębli i ledwie się z niej wygramolił, ale nie miał już sił żeby uciec i przymarzł do lodu.
    
    Dziadek znalazł go, gdy był już prawie martwy. Przyniósł do domu i wykurował.
    
    Wilk był młody, ale nigdy nie oswoił się do końca i ufał tylko mojemu dziadkowi i babci.
    
    Chadzał swoimi ścieżkami i ponoć przynosił do domu zające, króliki, a nawet i sarny.
    
    Ja nie bałam się żadnego zwierzęcia. Wychowana na wsi, pod lasem, brałam do ręki nawet węże i pająki, ale Wilka się bałam. Winna temu była ta sprawa z owieczką.
    
    Gdy przyszłam z mamą zobaczyć wilka pierwszy raz, zastałyśmy go na podwórku, jak jadł łapczywie duży ochłap mięsa. Zamurował mnie ten widok.
    
    Rozbebeszony, krwawy korpus i zanurzony w nim, umazany krwią, wilczy pysk. Groźne oczy i złe warknięcie w naszym kierunku, sprawiły, że bardzo długo miałam straszne sny. Chociaż wtedy nawet się nie rozpłakałam. Dopiero potem, w domu, jak dotarło do mnie, że to co widziałam na podwórku, pożerane przez wilka, to była ta młoda owieczka, którą dziadek kupił na rynku, a którą ja nazwałam Bialutką.
    
    Nie nienawidziłam Wilka za to, że ją zjadł. Miałam za złe dziadkowi, że mu ją ...
    ... dał.
    
    Jak by nie było, moja znajomość z Wilkiem zaczęła się źle i nie było już na to rady.
    
    Gdy dziadek umarł, chciałyśmy z mamą, żeby babcia przeprowadziła się do nas z leśniczówki, ale ona uparła się, że nie zostawi, ani swojego domu, ani zwierząt, ani lasu.
    
    Dużo winy w tym miał też sam Wilk, według mojej mamy przynajmniej.
    
    Babcia się uparła i tak już zostało.
    
    Ja dorosłam, chadzałam do niej sama już od jakiegoś czasu. Las nie był niebezpieczny.
    
    Nie było w nim groźnych zwierząt. Rysie i dziki zazwyczaj trzymają się z dala od ludzi, więc mama puszczała mnie do babci samą.
    
    Pewnie najgroźniejszy w okolicy był właśnie Wilk.
    
    Pamiętam jak dziś, tamten słoneczny dzień, a była to niedziela. Po kościele, mama zapakowała koszyk jedzeniem, włóczką, malinami w słoikach i wyprawiła mnie do babci.
    
    Zauważyłam, że spieszyła się przy tym i była jakaś podekscytowana, bo dwa razy zapomniała o placku z duchówki. Gdy wreszcie zapakowała wszystko, zarzuciła mi na grzbiet czerwoną pelerynkę, niemal wypchnęła za drzwi i ponagliła, żebym biegła, bo babcia czeka.
    
    Babcia czeka, jak co niedziela, gdzie ten pośpiech? – pomyślałam, ale mamie nic nie rzekłam. Ruszyłam do lasu, ku znanej mi dróżce. Lubiłam chodzić do babci i choć kosz nie był wcale lekki, a drogi do przebycia nie brakowało, nigdy się nie wykręcałam. Kiedyś chadzała ze mną mama, ale od jakiegoś czasu posyłała samą. Cieszyłam się, że wreszcie uznawała mnie za dorosłą, ale coś wzbudziło we mnie podejrzenie, gdy szykując ...
«1234...14»