1. Czerwony kapturek


    Data: 14.06.2019, Kategorie: Wilk, bajka realistyczna, czerwony kapturek, kontrowersyjne treści, Autor: starski

    ... masz! Żartowałem! – Rozbawił się leśniczy, a mi zrobiło się głupio, że tak się dałam nabrać.
    
    - No to biegnij, do babuni. Pozdrów mi ją i podziękuj raz jeszcze za pyszną bułeczkę, którą mnie uraczyła.
    
    Skinęłam tylko głową i rozeszliśmy się wreszcie.
    
    - A ja zajdę do mamy i powiem, że cię spotkałem! – krzyknął za mną jeszcze Bogusza.
    
    Mijałam właśnie powalony jesion, gdy wreszcie kornik w mojej głowie dokopał się do rozumu.
    
    Ukryłam koszyk w wykrocie. Przysypałam pospiesznie liśćmi, mchem i patykami, żeby jaki borsuk nie miał ucztowania i czym prędzej wróciłam się do domu.
    
    Skrajem lasu, nie wychodząc z niego, podeszłam pod samą stodołę. Tam, obok kurnika, podreptałam pod ścianę naszego domu. Pies Kruczek podniósł tylko łeb, starowinka i zamerdał przyjaźnie, gdy wspinałam się na jego budę.
    
    Przez kuchenne okienko dostrzegłam opartą o piec, strzelbę Boguszy. W środku nie było ani jego, ani matuli. Usłyszałam za to głośny śmiech mamy, dobiegający raczej z pokoiku na górze. Z budy więc, po parapecie, przeszłam na dach stajenki. Kucnęłam i cichutko jak trusia, zakradłam się pod okno.
    
    Z początku nie zrozumiałam co tak naprawdę się dzieje. Wyglądało to jakby Bogusza próbował zacisnąć gorset mojej mamie, bo stał z tyłu i tak nią targał, jakby chciał ducha z niej wytrzepać. Mama gorsetu na sobie nie miała. Co więcej, z rozchełstanej koszuli wyskoczyły oba cycki i na początku pomyślałam, że dobrze, że Bogusza stoi z tyłu, bo jak nic widziałby ją gołą. Potem dopiero ...
    ... spostrzegłam, że spódnica mamy zadarta, aż na plecy, odsłania pewnikiem cały tyłek. „Cóż to za taniec” – pomyślałam, gdy nagle Bogusza, w szamotaninie złapał matulę za cycka, potem za drugiego i zaczął tarmosić jak swoim.
    
    Mama piała roześmiana, jakby się fermentu opiła. Buzię miała czerwoną i spoconą jak od ciężkiej roboty jakiej. Jasny warkocz majtał się w tan Boguszowego popychania i zdało mi się, że obojgu podoba się to zajęcie. Nagle Bogusza obrócił mamę piruetem, a gdy stanęła przed nim, z gołymi cyckami przecież, przygiął ją by klęknęła.
    
    Wtedy zobaczyłam Boguszową kuśkę. Aż zakryłam dłonią usta, żeby w głos nie pisnąć. Sztywny kutas sterczała spod koszuli i dopiero dotarło do mnie, że on przecież był bez galotów.
    
    Ledwie się opamiętałam, gdy nagle, mama chwyciła Boguszowego gałgana i chciwie schowała go w buzi. Gęba leśniczego, czerwona jeszcze bardziej niż poliki mamy, roześmiała się na to od ucha do ucha. Mama starała się połknąć kutasa, jak pisklaczek połyka za grubą gąsienicę.
    
    Ruszała głową to w przód to do tyłu i takie mi się to zdało nierozumne, że aż spochmurniałam. Bogusza trzymał ją przy tym za głowę, jakby bał się, że mu go oderwie. Trwała ta zabawa czas jakiś i nie miałam pomysłu czemu tak poczynają. Myślałam, że może chce go porządnie naślinić i aż wstyd mi było, jak pomyślałam po co mu go ślini.
    
    Wreszcie leśniczy poderwał mamę za pachy i cisnął na świeżo zaścielone łóżko. Ta pisnęła uradowana, zupełnie nie dbając o to, że będzie miała dodatkową ...
«1234...14»