Mam na imie Matylda, cz 2 (ost)
Data: 14.09.2020,
Kategorie:
Trans
Autor: Konrad Milewicz
... do Ciebie?
- Dzień dobry pani Wando.... - mówię uśmiechając się do niej szeroko – Wesołych świąt.
Wpatruje się we mnie długo milcząc. Czuje trochę niepokoju w tym milczeniu, ale po chwili na jej usta wraca uśmiech. Wyciąga rękę, a ja wolno podchodzę, tak jak mnie nauczyła.
- Zrobiłam sama dla pani czekoladki z okazji świąt, nauczyła mnie moja nowa przyjaciółka... - stawiam delikatnie puzderko na jej kolanach i klękam z złożonymi kolanami – Wiem, że dawno u pani nie byłam i... - kładzie mi palec na ustach
- Od kiedy mój pisklak tak ślicznie fruwa? - uśmiecha się – Ledwo dostrzegłam, że wypadł z gniazdka, a on przylatuje do mnie jako taki piękny ptak?
- Ktoś mi powiedział, że nie powinnam się tego bać. - spoglądam na Marcela – Był to wielki orzeł, którego będę zawsze już podziwiać. - odwracam znów do niej twarz – Ale nie mogę zapomnieć o tej, która mną się opiekowała jak jajkiem. - uśmiecham się – Czytałam wreszcie te wszystkie książki, łącznie z Małym Księciem...
- Lecz oczy są ślepe. Szukać należy sercem. - mówi, głaszcząc mnie po głowie dłonią, chociaż brzmi bardzo smutno
- Nawet się z tym zgodzę. - mówi pan Wilhelm, kładąc jej dłoń na dłoni, tak jak robi to mi Marcel – Ale według fizyki kwantowej...
- Oh, nie psuj momentu, mój ty intelektualisto. - mówi pani Wanda, a zaraz potem wymieniają ku mojemu i Marcela rozbawieniu delikatny pocałunek – Wypijecie herbatkę, albo może zostaniecie na obiedzie? Ewelina świetnie gotuje, lepiej niż ta flądra... - ...
... spogląda znów na mnie - Chociaż moja sikoreczka pewnie nadal nie je?
- Je, je. - śmieje się Marcel – Zamawiam sobie pizze, jak siedzi u nas, to potem z Karolą we mnie biją piorunami oczami, póki nie zapytam czy nie chcą trochę. Nie, nie, dieta, tak sałatka, mhm. A za chwile połowy nie ma, tylko buzie od sosu i złość, jak mówię, że następnym razem wezmę dwie, aż poduszki latają. - odwracam się patrząc na niego zła - Albo chce wieczorem sobie obejrzeć mecz, to nie ma, one oglądają coś tam i dosłownie dwie dzikie bestie na mnie warczą. - nawet pan Wilhelm zaczyna się śmiać - Matylda z dziewczynki zaczyna stawać się nastolatką i szczerze, przeraża mnie to będąc jedynym mężczyzną w domu. - wstaje od niej i podchodzę do niego, dźgając palcem pod żebra - Aua, aua, druga Karola.
Ciężko jednak mi to przyznać, ale ma rację. Cudownie jest spędzić ten dzień w ich towarzystwie, gdy dom wypełniają śmiechy i przyjacielskie rozmowy. Pani Wanda nie może się nachwalić na moje czekoladki, gdy siedzimy razem, pan Wilhelm i Marcel rozmawiają razem o nauce i samochodach. Zdaje się, że nikt by nie uwierzył, gdybym opowiedziała, jak spędziłam to południe. Tylko widok ich przyjaźni, która rozbudziła dawne uczucia jest lepszy.
Po powrocie do ich mieszkania nad lokalem znów staje przed lustrem. Uśmiecham się do siebie. Spoglądam na Marcela zdejmującego duże wojskowe buty i łapie go za rękę i ciągnę, by stanął obok. To głupie, ale naprawdę wyglądamy jak para, gdy jest wyższy od mnie o głowę.
- ...