Mam na imie Matylda, cz 2 (ost)
Data: 14.09.2020,
Kategorie:
Trans
Autor: Konrad Milewicz
... Jones i....
- Nieeeeee! - mówi Marcel – Tego już nie zniosę! - a ja się znów zaczynam śmiać, czując się tu, najlepiej w swoim całym życiu i tylko trzask pękającego wewnątrz strachu jest przyjemniejszy.
W okolicach święta Trzech Króli samochód wjeżdża na wysypane kamieniami podwórze. Marcel wysiada pierwszy i jak zawsze otwiera mi drzwi. Karola nauczyła mnie jak zrobić dość łatwe, ale pyszne pralinki dla pani Wandy. Całe ich pudełeczko trzymałam w rękach. Kupiona w sklepie nowa spódniczka w szkocką kratkę, bluzeczka i sweterek według Karoli są „oszałamiające, kochana, wyglądasz jak laleczka! Tylko schowajmy Cię przed tym podłym gwałcicielem Marcelem, który chętnie by ją z Ciebie zdjął”, podobnie jak płaszczyk i botki. Pierwszy raz też, nie mając na sobie peruki, wciąż czuje się Matyldą. Mama ciągle coś psioczy coś fryzjerze, ale udało mi się zapuścić taką długość, że po odpowiednim potraktowaniu grzebieniem, wyglądam jak ładnie obcięta dziewczyna o kruczych włosach. Do tego oczywiście odpowiednie cienie do powiek, tusz, czarne szminka i lakier do paznokci...Żałuje, że pojechała do rodziny na święta, więc spędzamy ten czas tylko z Marcelem, i mnie teraz nie widzi. To ona pomaga mi dobierać kosmetyki do makijażu i uczy się odpowiednio malować. Od kiedy po Nowym Roku wprowadziłam się do taty, jest jakoś łatwiej spędzać czas będąc sobą. Oboje doradzili jednak, by z wielkim coming out na razie jeszcze poczekać, choćby do wiosny.
Brodząc w śniegu idziemy do posiadłości. ...
... Drzwi otwiera szczupła blondynka w stylu hipiski, zapewne Ewelina. Wita nas z uśmiechem, wydaje się bardzo sympatyczna. Wymienia uścisk dłoni z Marcelem, potem przytula mnie lekko.
- Matylda, prawda? Pani Wanda uwielbia o tobie opowiadać same dobre rzeczy. - wciąż się uśmiecha – Ale nie spodziewałem się tak ślicznej dziewczyny.
- Dziękuje. - czuje rumieniec na buzi – Ale to w sumie najbardziej zasługa pani Wandy i Karoli. - uśmiecham się pod nosem – Pewnie jej przeszkadzamy?
- A skąd. - macha dłonią – Od rana siedzi z panem Wilhelmem przy kominku. Piją grzane wino, słuchają muzyki i trzymają się za dłonie. - puszcza nam oko – Z pewnością się ucieszy na twój widok.
Spoglądam na miejsce, gdzie powinien być mój koszyk. Na schody, po których szłam się przemieniać w siebie. Na wejście do sali balowej, gdzie jest kominek i gra muzyka, a skąd ufnie wyszłam niczym jagnię na rzeź. Skromne, świąteczne dekoracje, pewnie zarządzone przez Ewelinę, by poprawić humor pani Wandy. Marcel dotyka dłonią moich pleców, obejmując. Dawno tu nie byłam. Spoglądam na jego twarz. Łobuzerski uśmieszek. Ten, który lubię. Odpowiadam na niego. Idziemy razem, gdy przytulam się do jego boku.
- Marcel! Jak dobrze Cię widzieć! - śmieje się pani Wanda – Will chyba próbuje tak rozśmieszyć, bym się udusiła. - ociera oczy, unosząc okulary palcami – Zabierz tego potwora od mnie, bo brzuch mi pęknie. - opadają powrotem na nos i patrzy na nas – A co to za ładną dziewczynę masz przy boku, co tak się klei ...