Córka kowala, czyli sprośności Jego Ekscelencji…
Data: 25.09.2020,
Kategorie:
historia,
taboo,
Nastolatki
ksiądz,
Autor: DumasXXX
Pędziła przez las, potykając się o sterczące jak kikuty konary drzew. Oglądała się za siebie. W wieczornej szarudze nie mogła dostrzec tych, co ją ścigali. Wiedziała jednak, że tam są. Biegła. Łapczywie chwytała oddech. Jej długie, rude włosy kołysały się na wietrze.
Poczuła czyjś oddech na plecach, czyjąś obecność. Kurczowo podwinęła spódnicę, aby móc robić większe kroki. Aby biec. Gdy po raz kolejny się obejrzała, potknęła się. Nie utrzymała równowagi. Padła wilgotną trawę. Łkała, bojąc się spojrzeć za siebie. Drżała ze strachu. Musieli ją dogonić. Słyszała rżenie koni. Usłyszała stukot kopyt.
Stał za nią. Czekał, aż wstanie. Dziewczyna podparła się i podniosła. Spojrzała za siebie. Opancerzony jeździec przeszywał ją zimnym spojrzeniem. Wzniósł rękę. Nie po to jednak, aby uderzyć przerażoną dziewkę, ale aby pokazać jej swoją zdobycz. Z zaciśniętego ze strachu gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Sophie wrzasnęła. Jeździec trzymał za włosy głowę jej ukochanego.
***
Zalana potem dziewczyna zerwała się z łóżka. Była już przy niej matka. Chwyciła ją w ramiona i przytuliła.
- Już spokojnie. To tylko sen.
- On nie żyje, mamo! On nie żyje. - powtarzała Sophie, łkając w ramionach niemniej przerażonej matki.
Łkania wypełniły niewielką ciemną chatę. W pokoju dziewczyny wygasł już ogień. Panował wieczorny chłód. Za ścianą spał ojciec, stary kowal. Matka tuliła zaś jedyne dziecko, jakie jej pozostało.
***
Niewinne dziewczę, zaledwie siedemnastoletnie, ...
... całe swoje dotychczasowe życie wiodło spokojnie w zagubionej wśród pól i kanałów mieścinie we włościach biskupa Liege.
Owego dnia, o którym chciałbym Wam, czcigodni czytelnicy, opowiedzieć przy jadle i napitku, senne Diest ożyło. Ludzie wylegli przed domostwa, podziwiając kolumny maszerujących zbrojnych oraz wozy olśniewające przepychem. Rośli wojownicy w swych napierśnikach i hełmach, z pikami postawionymi na sztorc maszerowali karnie pobliskim szlakiem. Szli równo, pod batem samego księcia - biskupa Ferdynanda Wittelsbacha. Ten zaś zdecydował wysłać swe wojska wprzódy, a sam zalec na popas w domostwie starosty w Diest.
Gdy lud dowiedział się, że w domu starosty nocować będzie Jego Ekscelencja, obległ budynek. Nie szczędzili kościelnemu dostojnikowi skarg i żalów. Zima była sroga dla skromnych mieszkańców Diest. Wojna, jaką toczono wszędzie wokoło, pochłonęła już miliony. Ogołocono parafialny kościół. Przetopiono dzwon. Wybito złote monety z monstrancji i kielichów. Księdza raz wieszano, jako papistę, aby następnie palić na stosie tych, co ośmielili się podnieść rękę na bożego pasterza. Lud głodował. Żądał opamiętania. Żądał wyjaśnienia.
Baby z miasteczka biadoliły pod oknami starosty. Straż biskupia w swych lśniących skórzanych kurtkach, z rapierami w dłoni, odpychała tłum, jak najdalej. Nie dało się jednak nie usłyszeć tych narzekań i płaczu.
Biskup Ferdynand siedział na obitym skórą krześle, pośrodku obszernej izby na piętrze, w towarzystwie pułkownika swojej ...