1. Co się wydarzyło w Wyrwidołach


    Data: 27.09.2020, Kategorie: kanibale, morderstwa, Zdrada Autor: Man in black

    Granatowy opel vectra jechał sześćdziesiąt na godzinę. Droga była kręta, a nawierzchnia miejscami dziurawa niczym powierzchnia marsa. Z perspektywy samochodu, słońce sunęło po błękitnym niebie zgodnie z kierunkiem jazdy. Było jak piąty pasażer, raziło w oczy złocistym blaskiem. Wiktor poprawił okulary przeciwsłoneczne Les Specs, najnowszy nabytek. Kiedy je przecenili z dwustu pięćdziesięciu na sto sześćdziesiąt, od razu wiedział, że musi je mieć, no i proszę, leżały jak ulał. To był dobry dzień. Na niebie nie było ani jednej chmury, w powietrzu czuć było lato, które tego roku zawitało dwa miesiące wcześniej, a oni właśnie jechali w góry. Całą paczką. Jednak nie to było najważniejsze. Tym razem to on był jednym z kierowców. Był w końcu kimś, nie tylko przydupasem siedzącym na tylnym siedzeniu wranglera Roberta. Teraz był gościem, prowadził.
    
    – Jak tyś to zrobił, że stary dał ci furę? – Janek, szczupły blondyn siedzący na miejscu pasażera ściszył muzykę, której słuchali od godziny.
    
    Wiktor uśmiechnął się za kierownicą. Kłócił się z ojcem przez ostatnie dwa wieczory. Stary nie był chętny, żeby podzielić się samochodem. Na osiedlu wszyscy znali go z tego, że dba o swoją vectrę lepiej niż o rodzinę. Samochód zawsze wyróżniał się na parkingu czystością. Wychuchany, wydmuchany. Bez najmniejszej rysy. Jego ojciec miał na tym punkcie fioła. Chociaż prowadząc nieduży salon samochodów używanych, mógł jeździć czymś ciekawszym, przynajmniej według Wiktora, stary był w tej sprawie ...
    ... nieprzejednany. W każdym razie chłopak musiał się zgodzić, że odpracowuje trzy kolejne soboty w salonie. Gdyby na karoserii pojawiła się choć jedna ryska... mógł nie wracać.
    
    – Normalnie, poprosiłem i dostałem, nie? – Janek nie musiał wiedzieć wszystkiego. Nikt nie musiał.
    
    Agnieszka, blondynka siedząca z tyłu za fotelem pasażera, spojrzała na Wiktora. Koleś grzeje się w blasku swojej zajebistości, pomyślała poirytowana. Jak ona go nie znosiła. Wręcz czuła, jak się puszy za kierownicą tatusiowego wozu. Bufon. Ojciec powtarzał jej od lat, że te skurwysyny wszystkie są jednakowe, miał na myśli całą ich rodzinę. Ty lepiej uważaj na tego Wiktora, ostrzegał ją niejednokrotnie, to pewnie taki sam pazerny sukinkot jak jego ojciec. Nie daleko pada jabłko od jabłoni, posiłkował się ludową mądrością, genów nie oszukasz, nie wahał się sięgać również po biologiczne argumenty. Dziewczyna pamiętała jak przez mgłę, że ich ojcowie kiedyś razem handlowali, ale coś musiało pójść nie tak. Nie była pewna, czy ktokolwiek pamięta, o co im poszło, ale niechęć zaszczepiona jej przed laty, wciąż była obecna.
    
    – Skoro staruszek dał ci brykę – uznała, że najwyższy czas zetrzeć mu z pyska ten kretyński uśmieszek – to pewnie nie ma nic przeciwko, jak sobie zapalimy, co? – zamiast patrzeć na chłopaka, zerknęła na siedzącą obok Sylwię, jego dziewczynę, a swoją przyjaciółkę. Puściła do niej oko, czekając na reakcję kierowcy.
    
    – Nie chcę żadnego palenia w samochodzie, wybij to sobie z głowy.
    
    – Ty nie ...
«1234...36»