Co się wydarzyło w Wyrwidołach
Data: 27.09.2020,
Kategorie:
kanibale,
morderstwa,
Zdrada
Autor: Man in black
... im nie brakowało i znała swoją wartość. Na szczęście Robert nie wydawał się jakimś zepsutym gnojkiem. Miała nadzieję, że taki nie jest. Coś do niego czuła.
– Nie chciał zabrać ze sobą jakiejś dziewczyny? – Głos chłopaka wyrwał ją z rozmyślań.
– Słucham?
– Pytałem, czy nie chciał kogoś ze sobą zabrać – Robert zredukował bieg i samochód wtoczył się z rykiem na wzniesienie.
– Chyba by coś powiedział, nie? Zresztą nie chciałbyś poznać jego kolegów – uśmiechnęła się. – Wszyscy są napakowani.
– Miałem na myśli jakąś dziewczynę.
– Chyba jeszcze go nie widziałam w towarzystwie dziewczyny.
Kierowca zwolnił, przyjrzał się spróchniałej tabliczce przybitej do drzewa. Pisało na niej Wyrwidoły 5 km. Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się, w stylu: a nie mówiłem? Przejechali kawałek w ciszy. Droga prowadziła łagodnym spadem w dół. Jaskrawe promienie słońca wdzierały się na szlak przez zieleniące się korony drzew.
– Swoją drogą, ciekawe, dlaczego wieśniaki zawsze wymyślają takie obciachowe nazwy? Wyrwidoły... – zamyślił się dłuższą chwilę – brzmi jak pierdziszewo...
– Jakoś nie spędza mi to snu z powiek – dziewczyna odgarnęła z twarzy kosmyk czarnych włosów. – Może dlatego, żeby miastowe dupki omijali ich wioski z daleka? – uśmiechnęła się złośliwie, nie lubiła, kiedy wychodził z niego cholerny snob.
– Ty też jesteś z miasta – chłopak ominął duży głaz. – Przypominam ci tylko tak, na wszelki wypadek.
***
Wiktor zjechał z godnie z tablicą informacyjną. Nie ...
... spodziewał się, że część drogi będą musieli pokonać polnym szlakiem. Nie podobało mu się to. Na samą myśl, że mógłby porysować lakier, przeszyły go ciarki. Zwolnił do trzydziestu. Niechby stało się coś z zawieszeniem, stary udupiłby go na całe miesiące w swoim obciachowym salonie używanych samochodów. Tego z całą pewnością nie chciał. Następnym razem musi bardziej się zaangażować w planowanie trasy. Chyba że coś porysujesz, wtedy już nie będzie następnego razu – ta nieprzyjemna myśl rozbrzmiała mu w głowie głosem ojca. Szlag, aż poczuł ciarki.
– Hej, panie kierowco – Agnieszka wyczuła konsternację Wiktora. Nie mogła sobie odmówić drobnej złośliwości. – Właśnie nas wyprzedziła wiewiórka. Czyżbyś się bał, że uszkodzisz tatusiowi autko?
– Sugeruję, żebyś złączyła wargi – uśmiechnął się złośliwie do lusterka – chyba, że chcesz towarzyszyć wiewiórce w spacerze po lesie.
– Ej, nie mów tak – Sylwia popchnęła oparcie fotela. – Świnia – mimo to, na jej ustach błąkał się uśmiech.
– Aga, może sięgniesz do plecaka i dasz po piwie? – Janek nie mógł widzieć wyrazu twarzy Agnieszki, ale zamilkła, co nie było dobrym sygnałem. Wiele sobie obiecywał po tym wyjeździe, a jej dobre samopoczucie odgrywało tutaj znaczącą rolę. Wręcz kluczową.
– Nie powinieneś najpierw zapytać swojego przyjaciela – zaakcentowała specjalnie ostatnie dwa słowa, żeby było jasne, że to nie jest jej przyjaciel, tylko Janka – czy jego ojciec się zgodził na picie piwa w samochodzie?
– Stary, daj spokój z ...