Desperacja (III)
Data: 04.10.2020,
Kategorie:
Masturbacja
pociąg,
wspomnienia,
desperacja,
Lesbijki
Autor: WstretnaLesba
... wymiotując – nie, jednak nie, jednak trafiłam do toalety, albo na podłogę, ale omijając stopy. To dobrze, bardzo dobrze, bo tanie nie były, choć nie tak drogie jak Valentino czerwone, kobiety w czerwonych Valentino nie jeżdżą pociągami, tym bardziej nie drugą klasą w TLK.
Jestem cholernie głodna, gumy do żucia przypomniały o tym, że nie jadłam nic od wczoraj. Zjem w Gdańsku na dworcu, pamiętam, że jest tam KFC, to chociaż frytki kupię. Nie jadam mięsa od kiedy poznałam Alicję, bo ona nie jadła. Powtarzała tę swoją pokojową, hipisowską gadkę o tym, że wszyscy są równi; geje, lesbijki, transwestyci, psy, świnie, jastrzębie, pająki, politycy nawet. Ciągnęła mnie stale na swoje pro-zwierzęce pikiety, ale nie rajcowało mnie to tak samo, jak parady równości. Ale nie miałam problemu z tym, żeby odstawić mięso; to było ważne dla niej, a ona była ważna dla mnie.
Za dwie godziny będziemy w Gdańsku. Wciąż nie wiem, co będę miała tam robić, zwłaszcza o dwudziestej. Poza śniadanio-obiado-kolacją. Pewnie wypiję kilka drinków w barze na Starym Mieście i wrócę do domu. Co ja sobie myślałam? Nikogo tu nie mam, nikogo nie znam. Nieprawda. Znam Magdę. Wciąż mam jej numer, zadzwonię, może dalej będzie aktualny, może ma wolny wieczór, może nawet noc. Z Magdą zawsze było dobrze. Gdy widziałam ją ostatni raz, o bogowie, cztery lata temu, to naprawdę było tak dawno, na pewno zmieniła numer; gdy ją widziałam, jako jedyna nie żałowała mnie po Alicji, nie litowała się, jako jedyna wiedziała, że ...
... ból trzeba wykorzystać. Pojadę do Magdy. Zadzwonię.
I już wiem, że o niczym innym aż do Gdańska myśleć nie będę, jak o jej piegowatych plecach z wystającymi łopatkami, maleńkich piersiach, całych mieszczących się w dłoni; idealnym Wzgórzu Wenery zawsze wygolonym w sposób, który irytująco nazywała Pasem Startowym. Chuda, chudziutka, zdaje się być tak delikatna, zrywając z niej ubranie boisz się, że cała się pokruszy, a przy tym pełna ognia, namiętna... i zawsze zainteresowana.
Poznanie jej było spełnieniem jednej z moich fantazji. Jechałam nad morze, jak dziś, choć trzeźwa – ale zbolała, jechałam pożegnać Alicję. Gdy weszłam do przedziału, Magda już w nim była; wypełniła pomieszczenie zapachem cukierkowych perfum, drobna, dziewczęca, w lekkiej sukience i trampkach Converse, wyglądała jak nastolatka. Otwarta, przekonująca, wyciągnęła ze mnie wszystko, opowiedziałam o tym, co się wydarzyło i wielu innych rzeczach, hipnotyzowała mnie, oczarowała. Szybko mnie uwiodła. Słuchając mojego smutku, po prostu zasunęła zasłony na drzwiach i, jak gdybym nie siedziała zaryczana, zasmarkana, odpięła sukienkę.
Zamykam oczy, wsłuchuję się w stukot pociągu, oczami wyobraźni widzę nasze jej dłonie. Jak gdyby była tutaj, teraz. Przypominam sobie, że odwróciła się do mnie tyłem, ukazując te cudowne, piegowate plecy, odsłonięte przez zamek sukienki. Że zebrała z nich włosy, podniosła do góry, spięła w kitkę. Że odpięła biustonosz i wyjęła go przez sukienkę, położyła na siedzeniu naprzeciw ...