1. Marta N. - Epilog


    Data: 14.10.2020, Autor: franek42

    ... samej z czwórką dzieci. Widziałam, jak walczy ze sobą, aby nie rozpłakać się przed nami. Podała wezwanie Tomkowi.
    
    - Ile masz czasu na stawienie się w szkole? – zapytała łamiącym się głosem.
    
    Tomek zerknął na zegar wiszący w dużym pokoju.
    
    - Za niecałe trzy godziny mam zameldować się na pokładzie okrętu. Muszę się jeszcze spakować w internacie i przekazać zbędne rzeczy do magazynu.
    
    Tomkowi też było nie do śmiechu. Sytuacja stawała się nie do zniesienia.
    
    - No to porobione! Jak można ustalać tak krótki czas, na zgłoszenie się w określone miejsce, od chwili wezwania? – mama nie kryła oburzenia, na bezduszność komendantury szkoły.
    
    Tomek przeczytał wezwanie i zerknął na datę wystawienia wezwania.
    
    - Marysiu, to wezwanie wystawiono w wigilię. Być może wtedy okręt wpłynął do portu. Domyślam się, kto nie chciał psuć mi świąt i dopiero dziś wysłał posłańca. Tak, że nie ma co oburzać się na dowództwo szkoły. Przypuszczam, że swoje dołożył też posłaniec, któremu pewnie też nie spieszyło się dostarczyć na czas wezwanie - podsumował sprawę Tomek, doprawiając zdarzenie szczyptą humoru.
    
    Mimowolnie, ...
    ... wyjaśnienie do końca sprawy wezwania, w sumie prozaicznej rzeczy, rozładowało dość znacznie nabrzmiałą atmosferę w naszym domu. A że czasu było rzeczywiście mało, wszyscy dostaliśmy szwungu, aby umożliwić Tomkowi dotarcie na czas na okręt.
    
    Wiadomo z czym wiążą się tego typu pożegnania, więc nie obyło się bez łez,
    
    wzruszeń, wezwań, napomnień i tym podobnych rzeczy. Tomek początkowo zgrywał twardziela, ale w końcu i on też złamał się i poddał ogólnej atmosferze pożegnania.
    
    Aby nie przedłużać przykrych chwil rozstania, wymógł na nas pożegnanie się w domu i zgodził się, abym tylko ja i Halinka odprowadziły go do głównego wyjścia naszej kamienicy. Po wyjściu na zewnątrz, pożegnał nas szybkim buziakiem, abyśmy nie widziały łez w jego oczach i energicznym krokiem ruszył w stronę szkoły.
    
    Odwrócił się tylko raz w naszą stronę i pomachał nam ręką, po czym zniknął za rogiem ulicy. Tak zakończył się pierwszy, kilkumiesięczny epizod pobytu Tomka w naszym domu.
    
    W czasie jego szkolnego rejsu, otrzymałyśmy tylko dwie kartki pocztowe. Informacje były lakoniczne, bez typowej dla niego wylewności czy sentymentu. Koniec 
«12...78910»