Nieco inny świat (II) — Sobota,…
Data: 22.10.2020,
Kategorie:
humor,
spotkanie towarzyskie,
dwie kobiety,
pogaduszki,
Autor: Indragor
... „Pani Barbaro, jest pani taką seksowną, pełną temperamentu kobietą, że dłużej już nie mogę”. Przycisnął do biurka, zaczął całować i macać mnie po cycku. Szeptał do ucha: „nic na to nie poradzę, muszę panią mieć”.
– I co ty na to?
– Oczywiście się opierałam. Powiedziałam: „Panie prezesie, tak nie można”.
– A on?
– Wsadził mi rękę pod służbową spódnicę i złapał za majtki. A wiesz, jaka jestem tam wrażliwa. Jak prezes mi się podoba, to wystarczy, że przytrzyma mnie kilka sekund i tak zaraz jestem podniecona, że już nie potrafię odmówić. No, może i potrafię, ale nie chcę, bo zbyt dużo taka odmowa mnie kosztuje. Muszę potem w kiblu sama dokończyć dzieło.
– Rzeczywiście, bardzo się opierałaś…
– Zaraz potem pchnął mnie tak, że tyłkiem wylądowałam na tym jego biurku. Zadarł mi wysoko spódnicę… Rany, jak mnie strasznie podnieca, gdy szef zadziera mi spódnicę! Złapał za nogi, tak że straciłam równowagę i wylądowałam na plecach z nogami w górze i to rozchylonymi. Zaraz potem poczułam, jak zrywa mi majtki… Nie uwierzysz! Pół godziny bzykał mnie na różne sposoby! Coraz to inaczej podchodził do mnie niczym wytrawny bilardzista. Obracał, jak chciał, a ja miałam orgazm, za orgazmem. To jest prawdziwy szef! – rozmarzyła się Barbara – Ostatnio w poniedziałek z samego rana mówi do mnie: „pani Barbaro, może małe ruchanko, na rozruszanie dnia”.
– I co ty na to?
– Sama zdjęłam majtki, żeby mi ich nie porwał. A „małe ruchanko”, w jego nomenklaturze oznacza co najmniej ...
... kwadrans solidnego bzykania. Taki jest.
– Niech tylko jego żona się dowie – pokręciła głową przyjaciółka.
– Wie.
– Jak to? I co? Nic???
– Wiesz, ich małżeństwo od dawna jest tylko na papierze. Każde robi, co chce.
– To dlaczego się nie rozwiodą?
– Rozwód w ich przypadku mógłby być kosztowny. Żona nie pracuje, leży tylko i pachnie. Do prac domowych mają gosposię, do pielęgnacji ogrodu, ogrodnika. Za dużo oboje mają do stracenia.
– Mimo wszystko, zdrada to zdrada.
– Iwi, mówiłam, że każde robi, co chce. Ona ma swojego bzykacza, tego ogrodnika.
– Skąd wiesz? – Ewelina zrobiła wielkie oczy.
– Pracując na takim stanowisku, jak ja, wiele się wie. Nawet trzeba. Niekumatych panienek nie przyjmują. Poza tym kilka razy byłam w willi prezesa, a właściwie posiadłości, po jakieś dokumenty. Rany, co za przystojniak! Ten ogrodnik. Postawny, opalony, ta muskulatura, sprężysty krok, szarmancki żartowniś. Testosteron kapie z niego. I ta wypukłość w krótkich spodenkach. Ma facet jaja, nie ma co! Jak go zobaczyłam, majtki omal same mi nie spadły. Iwi, wierz mi, tobie majtki spadłyby od razu!
– A jakbym była w spodniach? – Zaśmiała się Ewelina.
– Wiesz, o co mi chodzi. Lepiej nie zbliżaj się do tej posiadłości, bo jak natrafisz na ogrodnika, to niewyruchana stamtąd nie wyjdziesz. A ogrodnik to przytnie jakiś żywopłot, to wbije jakieś drzewko w pulchną ziemię, to podleje różyczkę pani prezes…
– Aż tak?
– Aż tak.
– To prezes nie może zwolnić tego ...