Dom w Beskidzie (II)
Data: 25.11.2020,
Kategorie:
małżeństwo,
dwie kobiety,
sauna,
Autor: BlueNight
... spodziewałam się, że tak będzie – powiedziałam, przyglądając się, jak mój mężczyzna wychodzi w samym ręczniku, a po jego owłosionym torsie wciąż kapie woda.
– Podobało się?
– Ale ostrzeż mnie, jak będziesz chciał mi drugi raz dać TAKIEGO klapsa – rzuciłam.
– Oj, aż tak bolało?
– Teraz mnie jeszcze boli!
– Potem zrobię ci masaż.
– Masaż. Ty lepiej mojego tyłka nie dotykaj chwilowo. Nikt mi tak nie przylał od matematyki w ósmej klasie.
– Nie wspominałaś nic o tym.
– Nie ważne – rzuciłam zawstydzona. To nie było wspomnienie, z którego byłam dumna. Zwłaszcza że moja nauczycielka bardzo przyłożyła się do tych klapsów. Może nawet aż nadto – Może innym razem.
– Leć się myć.
– Okej, a potem idziemy na kolację?
– Jestem głodny jak wilk.
– No dobrze mój wilczku. Potem mam dla ciebie deser.
– Jaki?
– Najpierw brzoskwinka, – wyszeptałam – a potem lody. – Uśmiechnęłam się i kręcąc tyłkiem, poszłam pod prysznic.
Ubrałam lekko rozkloszowaną niebieską sukienkę, ciemne, półprzejrzyste pończochy w lilie z koronką na boku i czerwone proste czółenka. Przez chwilę zastanawiałam się nad tymi pończochami, ale czerwone ślady po nadmiernym entuzjazmie Marka dalej się utrzymywały. Wreszcie wtuliłam się w swój granatowy płaszczyk, który tak uwielbiam i z głupimi uśmiechami, niczym para świeżo zakochanych dzieciaków poszliśmy do głównego budynku. Odwiesiłam płaszcz na wieszaku, rozglądając się wokół. Całość miała w sobie coś bajkowego, w stylu dawnej ...
... elegancji. Minimalistycznie ozdobione stoliki, liczne lustra na ścianach, stare obrazy w ramach z brudnego złota i atmosfera wisząca nad tym wszystkim. Jednym słowem byłam zachwycona i nie mogłam wyjść z podziwu, jak Marek zdołał znaleźć takie miejsce. Ludzi nie było duży, nic zresztą dziwnego, bo jeszcze nie było sezonu. Cóż, my nie przyjechaliśmy tu dla pogody i zwiedzania gór, chociaż pewnie to też jutro uskutecznimy. Skierowałam się do stolika, gdy mój wzrok padł na wchodzącą od strony hotelu kobietę. Rude włosy opadały kaskadą na jej ramiona ukryte pod prostą ciemnogranatową bluzką. Z uwagą przyglądałam się jej szerokim biodrom, lekko kołyszącym się z każdym krokiem. Nie była szczupła, co to, to nie. Pulchny brzuszek i piersi, o których faktycznym rozmiarze mógł świadczyć jedynie niedopięty guzik bluzki odsłaniający nieco więcej jej kształtów. Przypomniały mi się zajęcia z historii sztuki, portrety dam o pełnych kształtach, symbole kobiecości i płodności. Rudowłosa mogłaby być taką chodzącą boginią płodności. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że stoję, jak głupią, a Marek obok mnie. Patrzył na mnie wyczekującą.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nim. Bogini płodności zajęła miejsce kilka stolików dalej w kącie sali, jakby chciała mieć dobre miejsce, by obserwować wszystkich, samemu będąc niewidzianą. Rozmawialiśmy z Markiem, ale równie dobrze mogłabym siedzieć tam, milcząca i przypatrywać się przybyszce. Miała coś w sobie, co sprawiało, że nie mogłam przestać się jej ...