-
Dom w Beskidzie (II)
Data: 25.11.2020, Kategorie: małżeństwo, dwie kobiety, sauna, Autor: BlueNight
... przyglądać. Dostojna elegancja tej obcej kobiety, senne spojrzenie i pewność siebie przebijająca się przez jej rysy twarzy były niezwykle przyciągającą mieszanką. Marek zamilkł widząc, że dzisiaj nie należę do rozmownych i dopiero, gdy kelner przyniósł nam pierwsze danie, spojrzał na mnie, jakby zmartwiony. – Coś się stało, kochanie. Jesteś strasznie rozkojarzona – rzucił, poczułam jego dotyk na udzie. Nie erotyczny, silny i kotwiczący. Czar na moment prysł i otrząsnęłam się z obserwowania rudowłosej. – Nic, po prostu, jakoś tak. Sama nie wiem – wymigałam się od odpowiedzi, bo co mogłam powiedzieć. Najchętniej wzięłabym, przezornie wciśnięty do torby szkicownik i zaczęła ją rysować. Spróbowała oddać za pomocą kresek i cieni każdą jej krzywiznę, wypukłość i fałdkę. Pragnęłam teraz przelać na papier wszystkie jej doskonałości i niedoskonałości. Dobrze, Jula, ogarnij się. Halo, Ziemia do Julii. Odbiór! – No dobra. Nie ci będzie. – Świetna zupa – rzuciłam, próbując zielonkawego kremu z brokułów, w którym pływały kostki fety i listek bazylii. Spróbowałam skupić się na smaku i dopiero łyk lodowatej lemoniady przywrócił mnie na ziemię. – Mhm, bardzo dobra. Na salę weszła kolejna para. On o wzroście i posturze koszykarza, łysy i z ciemną warstewką zarostu na twarzy. Towarzyszyła mu roześmiana blondynka w długiej sukience, w kolorze ciemnego różu. – Ładny tatuaż – rzucił Marek, widząc moją obserwację. Rzeczywiście blondynka miała tatuaż, który wystawał spod ...
... sznureczków wiążących jej sukienkę. Wytatuowała sobie jakiegoś orientalnego ptaka. – Rzeczywiście. Mężu, oboje wiemy, że nie patrzysz na tatuaż – roześmiał się. – Aha – trochę się zarumienił i spojrzał na mnie. Wymieniliśmy kilka porozumiewawczych spojrzeń. Uśmiechnęłam się szeroko. Jeśli sukienka bez pleców coś zdradzała oprócz tatuażu, to ewidentny brak bielizny pod spodem i całkiem kształtny tyłek. Szkoda tylko, że blondyneczka wyglądała, jakby jej usta pokąsały pszczoły. No i biust, dałabym sobie rękę uciąć, że natura nie była jego jedynym autorem. Blondynka szczerzyła się i chichotała, w sposób, jaki nie lubię. Do tego ten jej partner. Z lekkim zaskoczeniem dostrzegłam dziwną synchronizację. Gdy tylko dłoń wysokiego znikała pod białym obrusem, zapewne na kolanie blondynki, ta wpadała w chichot. Dopiero po chwili, chichot zniknął z jej twarzy zastąpiony czymś innym, gdy laleczka Barbie rozdziawiła usteczka. Po chwili się zreflektowała, rozglądając wokół i obrzucając partnera gniewnymi spojrzeniami. * Gdy kolacja dobiegła końca, Marek zniknął gdzieś na chwilę. Wrócił wyraźnie podekscytowany. – Znalazłem stół do bilarda. – Mhm, zagramy jeszcze na dobranoc? – Mam nadzieję, że nie na dobranoc. A o co? – Hmm, może o – pochyliłam się bliżej ku niemu i wyszeptałam mu na ucho moją propozycję. Marek uśmiechnął się szelmowsko. – Stoi. – Umowa, czy …? – Świntuch z ciebie. – No ba, to co idziemy na dół? Ruszyliśmy do drewnianych schodków na końcu ...