Sto lat młodej parze, czyli nigdy…
Data: 29.11.2020,
Kategorie:
Lesbijki
nieznajomy,
Zdrada
zemsta,
horror,
Autor: Agnessa Novvak
... ułożonych misternie koafiur, widzę raczej zsunięte ramiączka biustonoszy, zaślinione usta i rozbiegane spojrzenia. A przede wszystkim lubieżne dłonie dotykające taki miejsc, że ja bym się wstydziła w ogóle publicznie na nie spojrzeć… a może wcale nie?
Przepycham się przez rozszalałych, podążających ślepo za wodzirejką balowiczów, próbując odnaleźć wśród nich Asię. Bezskutecznie. Poddaję się za to coraz mocniej magii chwili. Jakby zupełnie bez udziału świadomości ciało samo z siebie zaczyna ruszać się do rytmu podawanego przez rżnącą dziko kapelę. Z każdą kolejną mijającą sekundą pogrążam się w jakimś osobliwym, ekstatycznym transie. W zatraceniu. W obłędzie? Ledwie jestem w stanie złapać oddech, w oczach mi się ćmi, a mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa.
Ostatkiem woli wyrywam się z tego zaklętego kręgu tańczących i siłą inercji dopadam do pierwszego wolnego stolika, przy którym… tak, siedzi Asia! Jednak nie radosna i nie w objęciach tamtego misiaka z bródką, a samotna i wyraźnie zasmucona.
Przez moment waham się jeszcze, w jaki sposób powinnam się zachować, lecz ostatecznie decyduję, że otwartość będzie najlepsza. Nie mam ani chęci, ani po prawdzie siły na podchody, więc mieszam na szybkości dwa drinki i podchodzę nimi do Asi. Przysiadam przy niej i nie pytając o pozwolenie opieram głowę na ramieniu. I czekam. Długo. W końcu jednak nie wytrzymuję, więc pytam cicho:
– Czy mam sobie pójść?
Jako że nie dostaję odpowiedzi, zbieram się do odejścia, lecz w ...
... tym momencie Asia łapie mnie za rękę. Podnosi zaczerwieniony wzrok i szepcze:
– Nie chciałabym ci przeszkadzać, ale… mogłabyś przy mnie pobyć? Chociaż chwilę? Proszę. Ja… nie chce być teraz sama.
– A ten twój znajomy? Może pójdę go poszukać? – Tym sposobem próbuję się choć trochę rozeznać w sytuacji.
– Nie, on… – albo mi się wydaje, albo dostrzegam w jej oczach ogromny zawód. – Właściwie nie mam pretensji, bo przecież sama mu powiedziałam, że możemy się bawić osobno, ale tak szybko mnie zostawił… A ze mną jakoś nikt nie chce… Przepraszam, to nie twoja sprawa i nie powinnam cię angażować w moje problemy. Zaraz poprawię koronę i się ogarnę! No, zostaw mnie już!
Postanawiam zignorować zarówno nagłą zmianę nastroju, jak i cofnięcie dłoni. W zamian sama biorę Asię pod ramię i oświadczam tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– Chodź. Wyjdźmy razem chociaż na chwilę. Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
Pomagam jej wstać i ciągnę ku wyjściu, gdy w ostatniej chwili, wiedziona jakimś dziwnym poczuciem bycia obserwowaną, obracam głowę i… spotykam wodzirejkę. Tym razem jednak nie prowadzącą kolejny korowód, a stojącą nieruchomo na samiutkim środku parkietu. Wpatrującą się przeszywającym na wskroś spojrzeniem dokładnie we mnie. W nas obie. Podnoszącą kieliszek w identycznym geście jak w tej słynnej scenie z „Wielkiego Gatsby’ego”.
Nie pije jednak, a tylko uśmiecha się szeroko. Coraz szerzej. Tak bardzo, aż odsłania krwiście czerwone dziąsła, a oczy stają się czarnymi, ziejącymi ...