Sto lat młodej parze, czyli nigdy…
Data: 29.11.2020,
Kategorie:
Lesbijki
nieznajomy,
Zdrada
zemsta,
horror,
Autor: Agnessa Novvak
... leżącego bez śladu życia pana młodego. Pochyloną nad nim, zanoszącą się spazmatycznym płaczem pannę młodą. Trzymającego się za głowę ojca, lamentującą matkę… Nigdzie nie dostrzegam natomiast najmniejszego nawet śladu wodzirejki, która jakby zapadła się pod ziemię. Czy raczej pod wodę.
Próbując jakimś cudem opanować wszechobecne szaleństwo, pomagam Asi wstać i czym prędzej odciągam ją jak najdalej. Po drodze odnajduję Arka i po chwili nerwowej rozmowy decydujemy, że musimy zostać. Przynajmniej on, jako świadek, więc i chcąc nie chcąc także ja. Asi zostawiam wolny wybór, z którego od razu korzysta i bez słowa pożegnania oddala się w kierunku parkingu. Odprowadzam ją tęsknym wzrokiem, lecz po prawdzie nie mam za złe takiej decyzji – nie dość przecież, że z wiadomych przyczyn jest przerażona, to jeszcze została nie mniej i nie więcej, a uwiedziona i wykorzystana przez sporo młodszą, napaloną lesbijkę.
Poza tym, gdyby nie Arek, zapewne i ja siedziałabym już w samochodzie, dociskając gaz do dechy. I pal licho pogotowie, policję, ewentualne zeznania i cały ten nadchodzący pierdolnik! Gdyby nawet wezwali mnie po czasie, najwyżej powiedziałabym, że spanikowałam i uciekłam. Nie ja jedna zresztą. Wracam więc po torebkę, dla choćby pozornego uspokojenia pociągam wódki wprost z gwinta i czekam. Tak zwyczajnie. Próbując przy okazji jakimś sposobem ogarnąć zszargane nerwy.
Obserwuję, jak pod salę podjeżdża karetka i radiowóz. Nie jeden zresztą. Współczuję z daleka wciąż ...
... szamoczącej się pannie młodej, niepozwalającej żadną siłą na odciągnięcie jej od zwłok. Przyglądam się w milczeniu policyjnym oględzinom. Towarzyszę składającemu zeznania Arkowi i nawet dodaję kilka zdań od siebie, choć po prawdzie wątpię, by cokolwiek wniosły do sprawy. W końcu za pozwoleniem służb wsiadamy oboje do auta i wyjeżdżamy. Nareszcie!
Po raz… to już nie ma żadnego znaczenia. Co się stało, to się nie odstanie. I nieistotne czy wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, było jakimś surrealistycznym snem schizofrenika, czy też najprawdziwszą z prawdziwych prawdą. Nieważne, kim naprawdę była wodzirejka. Ba, czy w ogóle istniała, a my wszyscy ulegliśmy – lub nie – zbiorowej halucynacji, bo ktoś dosypał czegoś do tego dziwnego toastu. Nawet czy utopienie się pana młodego może i wyjątkowo tragicznym, lecz jednak dającym się całkowicie racjonalnie wytłumaczyć wypadkiem, czy może zemstą martwej byłej narzeczonej.
Matko Boska Częstochowska, Chryste Panie i ja pierdolę, jak to w ogóle brzmi!
Dla mnie liczy się tak naprawdę jedno i tylko jedno: zdradziłam Amelię. I czego jak czego, ale tego akurat jestem absolutnie pewna. Zarówno samej zdrady, jak i jej motywacji – to była moja inicjatywa, moja decyzja i moja nieprzymuszona niczym wolna wola. Co więcej, będę musiała się do owego jakże niegodnego czynu przyznać. Paść na kolana i błagać o łaskę, licząc naiwnie, że Amelia okaże mi choć odrobinę zrozumienia. Bo czy wybaczy, to bardzo wątpię. A może jednak lepiej będzie ...