Sto lat młodej parze, czyli nigdy…
Data: 29.11.2020,
Kategorie:
Lesbijki
nieznajomy,
Zdrada
zemsta,
horror,
Autor: Agnessa Novvak
... nie zerkać na nią zbyt lubieżnym wzrokiem, ona zaś zanadto nie kusić go nadmiarową golizną, lecz poza tym zachowują się całkowicie zwyczajnie. W przeciwieństwie do mnie. Wciąż podenerwowana żegnam się z Amelią całuskiem w policzek i czym prędzej wypycham Arka za drzwi.
Dopiero po jakiejś pół godzinie jazdy uspokajam się na tyle, że jestem w stanie w miarę normalnie odpowiadać na zagadywania. A przynajmniej przestaję się boczyć na w gruncie rzeczy Bogu ducha winnego weselnego partnera. Zwłaszcza że mam świadomość, jak bardzo musi mu być trudno opanować emocje – ostatecznie nie dość, że zdecydował się zaprosić na przyjęcie dawną niespełnioną miłość, to jeszcze nakrył ją in flagranti z innym. Czy raczej z inną. Tym gorzej. Dlatego też przed upływem kolejnego kwadransa sama się rozgaduję, celowo omijając co bardziej drażliwe tematy. Plotkuję o pracy, dawnych znajomych ze szkoły czy wreszcie zbliżającej się z każdym kilometrem imprezie, przy okazji podziwiając malownicze krajobrazy za oknem.
Wstyd bowiem przyznać, że choć od lat mieszkam na tyle blisko gór, by przy dobrej pogodzie dostrzec ich zarys na horyzoncie, to jakoś niespecjalnie mnie do nich ciągnie. A już na pewno nigdy nie byłam w tej ich części, nie tak znanej i obleganej przez turystów. Chłonę więc całą sobą kolejne zapierające dech w piersiach widoki, zmieniające się niczym w kalejdoskopie. Sycę oczy abstrakcyjnie wielobarwną mozaiką pól, rozsypaną po coraz bardziej stromych stokach. Oszałamiającym widokiem ...
... migoczących w oddali w złocistych promieniach słońca majestatycznych grani, przywodzących na myśl sceny z legend. Magiczną aurą spienionych potoków, szumiących gdzieś pod nami. Mroczną, iście baśniową atmosferą nieprzeniknionej ściany lasu sięgającego tak blisko jezdni, iż zdaje się być niemal na wyciągnięcie ręki…
I wtem zauważam coś, co wydaje się zupełnie nie pasować do owego sielskiego nastroju. Niewielki, metalowy krzyż, postawiony niedaleko mostu, przez który przejeżdżamy. Leżący pod nim bukiet zwiędłych kwiatów i wyglądający na dawno wypalony znicz. I pochylającą się nad nim kobietę w długiej białej sukni oraz równie długich, jasnozłotych włosach.
A może jednak tylko mi się wydaje? Przysłaniam oślepiające promienie słońca dłonią i mrugam parokrotnie, a gdy znów skupiam wzrok, postaci już nie ma. Pozostaje tylko nieme świadectwo czyjejś tragedii.
– Wszystko dobrze? – pyta Arek, najwyraźniej zaniepokojony mą nagłą zmianą nastroju.
– A tak się zastanawiałam, co tam się stało. – odpowiadam bardziej sobie niż jemu.
– Ale że gdzie?
– Koło tego mostu, co go mijaliśmy. Taki krzyż tam stał i wydawało mi się, że… zresztą nieważne… – Wolę nie ujawniać zbyt wiele, bo jeszcze zostanę posądzona o jakieś przywidzenia.
Zamiast jednak oczekiwanej odpowiedzi Arek obdarza mnie dziwnym spojrzeniem. I równie długim, co wymownym milczeniem. Na dodatek wyraźnie czuję zdjęcie nogi z gazu, jakby to, o czym właśnie myśli, wymagało maksymalnego skupienia.
– Interesujące, że o ...