Do śmierci i jeden dzień dłużej
Data: 01.01.2021,
Kategorie:
Lesbijki
Autor: paty_128
Ta opowieść ma swój początek w podstawówce, w klasie 6 B. Trafiłam tam z mojej własnej prośby, gdy jeden z kolegów pod nieobecność nauczyciela założył mi śmietnik na głowę. Tak, zawsze byłam poniżana, wyzywana. Nigdy nie miałam przyjaciół a matka wolała robić z mieszkania melinę niż się mną zajmować. Wychowywał mnie tata wraz z babcią, która później zmarła na raka. Tata zawsze w pracy by utrzymać dom i rodzinę. Nie chciał odejść, choć tak bardzo był raniony przez moją mamę, gdy go zdradzała.
Wracając do tematu, a konkretniej do dnia przepisania. Tamtego dnia zakochałam się, ale o tym nie wiedziałam. Usiadłam w ostatniej ławce by nie rzucać się w oczy. Zajęłam się rysunkiem smoka. Jedyne co mnie pochłaniało, było rysowanie. Pani od plastyki nigdy nie wiedziała czy wystawić mi 5 czy 6. Rysowałam właśnie pysk smoka, gdy po raz kolejny usłyszałam głos... Tak, prawie przez całą lekcję słyszałam go. A raczej ją. Moje oczy skierowały się na drobną postać przy tablicy.
Anioł, pomyślałam. Czarne, długie do łopatek włosy, smukła sylwetka, chuda twarz.
Niewielkie piersi pod luźną bluzką. Cudowny głos...
- Więc jeśli przeciwprostokątna trójkąta prostokątnego jest średnicą okręgu, to jej połową jest długość promienia – Powiedziała, nauczyciel ją słuchał z uśmiechem.
- Dobrze Gabrysiu. Siadaj, piątka. – Usiadła z zadowoleniem.
Rok później los mi sprzyjał. Trafiłyśmy do tej samej klasy w gimnazjum. Pewnego dnia podeszła do mnie na przerwie, kiedy siedząc w ławce w klasie ...
... rysowałam akurat ją.
- Ładnie rysujesz... – Szybko położyłam książkę na obrazku. Nie wiem, czy zdążyła się połapać, że to właśnie ona.
- Mogę w czymś pomóc?
- Przyjdziesz do mnie na urodziny?
Tego się nie spodziewałam.
- W sobotę, około 17.30... Ten biały dom na Głównej...
- Dobrze, przyjdę... Fajnie, że o mnie pomyślałaś.
Dzień jej urodzin był ciepły i słoneczny, jak na marzec. Kilka minut po 17 stałam przed drzwiami jej domu i niepewnie zapukałam. Po chwili otworzyła jej mama i z uśmiechem mnie zaprosiła. W tle leciała muzyka disco, dziewczyny z jej paczki już były. Zamarły na mój widok. Później naskoczyły na nią serią pytań "naprawdę ją zaprosiłaś??". Ona tylko siedziała w milczeniu, jej twarz zrobiła się czerwona. Wręczyłam jej rulonik zawiązany wstążką.
- Otwórz po moim wyjściu - dodałam.
Wiedząc, że dla nich też byłam ofiarą żartów, jak zawsze trzymałam się słów taty "nic nie ma prawa mi się stać". To zawsze mnie uspokajało.
Po oficjalnej części jej urodzin i zaśpiewaniu "sto lat" zjadłam tylko kawałek tortu. Nie mogłam się wyluzować. To wszystko było takie... Sztuczne. Czuć kit na kilometr. Te próby zakolegowania się ze mną nie udawały się, bo były fałszywe.
Dziewczyny rzuciły hasło "gra w butelkę". Tego można było się spodziewać. Udając naiwną usiadłam razem z nimi na dywanie w kółku i kręciłyśmy kolejno butelką od Tymbarka, zadając pytania "czy lecisz na tego, czy kochasz się w nauczycielu od matmy" i tym podobne. Zakręciły butelką. ...