Pani Wisłowska (VIII) - Finał
Data: 15.07.2019,
Kategorie:
Sex grupowy
nauczycielka,
uczniowie,
Autor: Sztywny
... Oszalałaś?
- Musze to zobaczyć na własne oczy.
- Nie ma mowy!
- Przyjdę czy tego chcesz, czy nie.
- Jesteś niemożliwa, możesz wszystko popsuć.
- Zrozum, że muszę. Po tym jak mnie okłamywała i wkręcała... dzięki tobie z resztą.
- Nie musiałaś mi o tym przypominać.
- Wybacz, ale masz u mnie dług. W ten sposób go spłacisz.
- W porządku.
Prawie ucałowała go drugi raz, ale powstrzymała się zawczasu. Rozeszli się w swoją stronę, dogadawszy wszystkie szczegóły. Kiedy Konrad opuszczał szkołę, dostał wiadomość od nauczycielki, która z ubolewaniem musiała odwołać spotkanie, gdyż ma wpaść do niej kuzynka. Prychnął tylko, nie dziwiąc się, że mimo wszystkiego, co dla niej zrobił, w oczach pani Wisłowskiej wciąż był głupiutkim uczniem, podatnym na sugestie.
Nie spotkał się z dziewczynami w galerii. Planowanie każdego szczegółu, wymyślanie kolejnych przeszkód, które mogły nieoczekiwanie pojawić się oraz wmawianie sobie, że postępuje słusznie, były wystarczająco czasochłonne i wyczerpujące, by miał jeszcze ochotę zabawiać się z dwoma małolatami. Oparł się o płot domu nauczycielki, niecierpliwie lustrując okolicę. Umówili się na ósmą, ale Marty nie było nigdzie widać. Wiedział, że trzech żałosnych muszkieterów jest już w domu.
Spojrzał jeszcze raz w mrok skrywający ścieżkę i drzwi frontowe. Najpierw otwiera drzwi kluczem ukrytym pod kamieniem, potem skrada się korytarzem, ale tylko prawą stroną, bo tak nie skrzypi jak lewa. Wyciąga komórkę i...
- ...
... Jestem.
Szept Marty był niczym wrzask archaniołów, zwiastujących koniec świata. Uspokoił oddech i z wyrzutem powiedział:
- Nie podkradaj się tak nigdy więcej! Prawie dostałem zawału.
- To jest misja szpiegowska, więc co? Miałam iść drogą i głośno śpiewać?
- Nie ważne. Idziemy.
- Czekaj! Tamci już są?
- Tak! - odparował zniecierpliwiony i poprowadził koleżankę przez meandry ogródka.
Napięcie sięgało zenitu, kiedy wkradali się do środka i przemieszczali korytarzem. Nawet gdy słyszeli już pobudzone głosy nauczycielki i jej trzech fagasów, nie tracili czujności. Przykleili się do ściany i wyjrzeli zza futryny.
W całym domu paliły się tylko dwie lampy i były to kinkiety naścienne w salonie. Dawały na tyle dużo światła, by wszystko widzieć, jednocześnie nadając scenie pewnej intymności ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Trzech szczęśliwców siedziało na tak dobrze znanej mu sofie i obserwowało nauczycielkę, tańczącą zmysłowo przed niewybredną widownią. Szpilka zazdrości ukłuła Konrada w serce, ale tym bardziej poczuł się dobrze z tym, co robił. Kazał cofnąć się Marcie w głąb, a samemu tylko wystawił komórkę.
Ustawili się tak, by widzieć to samo, co oko kamery, chociaż słysząc jęki, wzdychania, a później rozpustne uderzenia ciał, mieli ogromną ochotę zobaczyć wszystko na własne oczy. Dziwna atmosfera udzieliła się podglądaczom, którzy zerkali na siebie co jakiś czas zawstydzeni i pobudzeni.
Tymczasem Wisłowska dawała pełne przedstawienie. Odsłaniała po kolei każdy ...