Historia lasu Lingstoon cz. 17 - Ostatnia
Data: 13.05.2019,
Autor: SzkarlatnyJenkin
... gotowi – powiedział cicho. Wcisnął enter. Usłyszeli głośne warknięcie maszynerii, a potem jednostajny pomruk, gdzieś pod nimi.
Bright usiadł obok Lisy i objął ją ramieniem. Oboje byli w opłakanym nastroju. W tym momencie coś uderzyło o drzwi. Głuche tąpnięcie i kolejne uderzenie. Myśliwy zacisnął dłoń na ramieniu dziewczyny. Miał nadzieję, że będą tu bezpieczni. Teraz jednak, kiedy słyszał z jaką agresją potwór atakował schron, stracił ostatnią dobrą myśl, na jaką było go stać.
55
Zostawili doktora Browna samego i ruszyli znanym już dobrze korytarzem. Lekarz był w coraz gorszym stanie. Możliwe, że nie doczeka następnego dnia. O nich nie można powiedzieć inaczej, właśnie zmierzali do najniebezpieczniejszego miejsca jakie można było znaleźć – siedliska potworów.
Dotarli do wind nie zważając na plamy krwi, których wcześniej nie widzieli. Cała trójka była maksymalnie skupiona na zadaniu. Zgodnie z ustaleniami, Kalvin miał uruchomić silnik lada chwila. Gdy tak się stanie, przejadą windą na ostatnie piętro i będą modlić się, aby nikt nie czekał na nich z komitetem powitalnym.
Stali w ciszy i czekali na zasilanie. Gdy zapaliły się światła zaczęli dziękować w myślach Brightowi i gratulować mu udanej wędrówki. Weszli do środki i w milczeniu zjeżdżali głębiej i głębiej pod ziemię. W windzie uruchomiła się wesoła melodia, która stwarzała nastrój odrealnienia.
Harry ujął Elmę za rękę i uścisnął mocno.
- Trzymaj się mnie. – powiedział – Cokolwiek się stanie, nie ...
... oddalaj się.
Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem pełnym strachu, ale też czegoś innego. Czegoś, co w innych okolicznościach można by nazwać troską. Teraz jednak czuli jedynie strach.
- Będę tuż za tobą.
Muzyka przestała grać i winda się otworzyła. Na dole było gorąco, jak w saunie. Cała trójka od razu zaczęła jeszcze intensywniej pocić się i dyszeć. Jednak nie to było najgorsze, lecz para. Widoczność była tak mała, że nie widzieli dalej, niż sięgały ich ręce. Doktor Brown obawiał się, że tak będzie. Było coś jeszcze. Całe piętro zdawało się pulsować, a wszystko dookoła drżeć. Raz za razem przez korytarz przechodziła kolejna fala zatykająca im uszy.
Najciszej i najspokojniej jak mogli przylgnęli do skraju korytarza. Szli, zgodnie z instrukcjami lekarza, dotykając ściany i nasłuchując. Mieli tak iść, mijając trzy wejścia, czwarte będą pokojem kontrolnym. Trasa wydawała się prosta, jednak szybko straciła jakikolwiek sens. Trafili bowiem na dziurę w ścianie, która po chwili okazała się nie być dziurą, lecz po prostu zburzoną ścianą.
Pod nogami mieli mnóstwo cegieł i gruzu. Całe piętro było niemal wyczyszczone z wszelkich pokoi. Pozostały jedynie utwardzane konstrukcje, które utrzymywały całe piętro przed zawaleniem. Pokój kontrolny był w pełni opancerzony i zabezpieczony, przed wszelkimi wypadkami, więc najprawdopodobniej wciąż gdzieś tu był. Znalezienie go jednak przy takiej widoczności i bez żadnego punktu odniesienia było wręcz niemożliwe. Grupka zatrzymała się ...