Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
Mimo całkiem solidnego mrozu stoję na progu balkonu opatulona jedynie szlafrokiem, wydmuchując przez uchylone drzwi szarawe smugi dymu. Każdego innego poranka zapach aromatyzowanej wanilią „virginii” w niczym by mi nie przeszkadzał, lecz dziś oczekuję gościa, którego mógłby drażnić. Gdy wreszcie żar dochodzi do krawędzi srebrnej lufki, wgniatam resztki do stojącej na parapecie kryształowej popielnicy, ostatni raz zerkam na pokryte śnieżnym puchem chodniki stołecznej starówki i chowam się w przyjemnie wygrzanym salonie. Upijam kilka łyków podlanej szczodrze śmietanką kawy z miśnieńskiej filiżanki, nadgryzam czekoladową profiterolkę i z niemałym zadowoleniem spoglądam na ścianę salonu. Wprawdzie podejrzewam, że powieszone tam całkiem niedawno wielkoformatowe reprodukcje co odważniejszych dzieł Édouarda-Henri Avrila wywołają sporo większe zgorszenie niż mój niewinny nałóg, ale…
O, nie! W tym względzie nie pójdę na żadne ustępstwa! Podobnie jak nie zakrywałam malunków Łempickiej czy de Toulouse-Lautreca, grafik Namio Harukawy lub fotografii Jana Saudka, tak i teraz tego nie zrobię. Nie ma mowy! Za to szybko kończę deser i przysiadam wygodnie w rozłożystym, obitym pikowanym nubukiem fotelu, podziwiając co bardziej niegrzeczne szczegóły obrazów. Na czele z dorodnymi piersiami o smakowitych sutkach, apetycznie szerokimi biodrami oraz przede wszystkim sterczącymi w gotowości męskościami, gotowymi zatopić się w wilgoci rozchylonych pożądliwie, wybitnie naturalnych… a tak! ...
... Cipek!
Zdaję sobie sprawę, że powinnam być spokojna, ale jakoś nie mam ochoty się powstrzymywać. Albo po prostu nie chcę? Zastanawiam się jeszcze przez chwilę, po czym nalewam domowego ajerkoniaku i sączę go powoli, delektując się aksamitnie pikantną słodyczą. Gdy kieliszek odsłania dno, sięgam ku szufladce i wyjmuję z niej zawinięty w jedwabną chustkę podłużny kształt.
Może i mam swoje lata, lecz jestem w pełni świadoma istnienia najnowocześniejszych wynalazków, stworzonych tylko i wyłącznie do robienia sobie dobrze. Albo i jeszcze lepiej. Na czele z wyposażonymi w pińcet funkcji maszynkami ssąco-ciupciająco-miziająco-wibrującymi, sterowanymi smartfonem. W tej sytuacji wybieram jednak klasykę w najlepszym wydaniu – pochodzącego wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z tego samego okresu, co oryginały malowideł, kremowobiałego fallusa. Wyjątkowo dorodnego zresztą. Odwijam go z materiału i przesuwam palcem po okazałej główce, następnie podążam dalej, przez złocone żyłki, aż do szerokiej nasady zaopatrzonej w wygodną rączkę. Podnoszę go do ust i oblizuję cudownie chłodną porcelanę, pozostawiając na niej strużki spływającej niespiesznie śliny. Kiedy uznaję, że już wystarczy, odsłaniam poły szlafroka, rozchylam uda i bez zbędnego oczekiwania przeciągam po oczekujących pieszczot płatkach. Twarde wilgotne zimno, zetknięte z rozpaloną miękkością, szybko doprowadza mnie pod samą granicę szaleństwa. W innej sytuacji przeciągałabym rozkosz w nieskończoność, jednak teraz muszę bardzo liczyć ...