Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
... najwyżej Adelina mi nie uwierzy, że pomyliła się niemalże dwukrotnie… przynajmniej z początku, bo potem nie będzie miała innego wyjścia. A co z tą wiedzą zrobi, to się okaże. Wkrótce.
– W takim razie zacznę może od króciutkiego wprowadzenia. Zapewne zauważyłaś, moja kochana, że w ciągu ostatnich miesięcy nasze kontakty znacznie się zacieśniły. Nie mam zamiaru ukrywać, że nie bez powodu chciałam cię jak najlepiej poznać. Jak dobrze wiesz, nie utrzymuję z twoimi rodzicami wyjątkowo zażyłych relacji, lecz ty wydawałaś mi się od początku inna… Jesteś inna. Teraz mam pewność. I dlatego zaprosiłam cię, żebyś wysłuchała pewnej historii. Pozwoli ci ona zrozumieć ważne sprawy… a przynajmniej takową mam nadzieję. Więc jak, siedzisz wygodnie?
Jednym haustem opróżniam kieliszek, napawając się słodko-kwaskowym ogniem, cudownie rozgrzewającym podniebienie. Spłukuję resztki łykiem herbaty, zerkam mimowolnie na cykający cichutko zegar i przymykam oczy, by ostatni raz zebrać myśli. Tak, najwyższa pora zacząć opowieść!
Przy podobnych opowieściach najlepiej jest zacząć od samego początku, czyli stworzenia świata… znaczy w tym przypadku mnie samej. O niektórych ludziach mówi się, że „urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą”. Pamiętam jak dziś, że ojciec ciągle opowiadał mi nie tylko klasyczne bajki i baśnie, ale także – czy raczej przede wszystkim – wymyślane na poczekaniu niestworzone historie. Często powtarzał zwłaszcza jedną z nich: o tym, że noc moich narodzin była niezwykła. Inna ...
... niż wszystkie pozostałe. Niespotykanie jasna, z migoczącym magicznie niebem, którego nie widziano ani nigdy wcześniej, ani później. Z początku mu nawet wierzyłam, później oczywiście moje zaufanie do tego typu dyrdymałów drastycznie zmalało, jednak po latach zorientowałam się, że… miał rację! I właśnie ostatniego dnia czerwca, roku tysiąc dziewięćset ósmego, na dalekie pustkowia Syberii spadł ten słynny meteoryt czy inna kometa, wywołując właśnie takie zjawiska, jak choćby wspomniana „biała noc”.
Jakby tego było mało – i jeśli się nad tym lepiej zastanowić z perspektywy czasu – to może faktycznie owemu omenowi zawdzięczałam nie tylko nietypowe imię (na dodatek zapisywane z francuska z „E” na początku, że niby tak było bardziej arystokratycznie), ale także szczęście w życiu? Nawet jeśli było ono przeplatane momentami fatalistycznym wręcz pechem, trudnymi do udźwignięcia tragediami i niedającym się uleczyć bólem.
Wracając jednak do meritum – mimo że moje dzieciństwo przypadało na czas Wielkiej Wojny, jak ją podówczas nazywano, zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Wcale nie tak daleko przewalały się kolejne fronty, pochłaniające tysiące i miliony istnień, a tymczasem żyliśmy na podwarszawskich przedmieściach niczym w czarodziejskiej kuli, która chroniła nad od złego. Ot, czasami ktoś przybiegł z trwożliwymi wieściami, innym razem nawet słyszeliśmy w oddali głuche kanonady, lecz tak właściwie nie spotykało nas żadne zło. I tak trwało to i trwało, aż pewnego ...