Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
... nigdy w prawdziwej, lokalnej knajpie. Owszem, chodziłam do kawiarni czy cukierni, parokrotnie zdarzyło mi się także bywać w restauracjach w roli towarzyszki ojca lub matki, jednak to wszystko nijak miało się do… tego czegoś. Zanim jednak zdążyłam sobie uświadomić, że praca w takim miejscu może nie być najlepszym pomysłem na życie, naprzeciwko mnie przystanęła Krista. I w ciągu następnych paru minut wymaglowała tak, że nie wiedziałam, jak się nazywam.
Najwyraźniej jednak, mimo mych rozlicznych wad – na czele z najważniejszą w postaci bycia warsiewską gorolką – musiałam ją do siebie jakimś cudem przekonać, bo kazała mi przyjść zaraz następnego poranka. Na razie, jak stwierdziła, na próbę, ale gdybym się sprawdziła, to wtedy pogadamy o konkretach. Przyszłam więc, spróbowałam, znów przyszłam, znów spróbowałam, potem faktycznie pogadałyśmy i ani się obejrzałam, a po ledwie paru dniach położono przede mną regularną umowę o pracę.
Próbując nieudolnie powstrzymać ekscytację, czytałam kolejne, wypisane maszynowo podpunkty, coraz szerzej otwierając oczy ze zdumienia. W końcu nie wytrzymałam i palnęłam do Lusi – czyli owej rządzącej za ladą blondynki, której teraz miałam pomagać – czy na pewno nic im się nie pomyliło? Bo tak: nie dość, że jasno i wyraźnie zabraniano mi pracy ponad siły, że przysługiwały mi trzy przerwy w ciągu dnia (w tym jedna dłuższa na darmowy posiłek), że mogłam korzystać z nielimitowanej ilość napojów zimnych w lecie i gorących w zimie, a moja podstawowa ...
... pensja przekraczała znacznie jakiekolwiek wyobrażenia, to jeszcze nikt nie miał zamiaru wtrącać się moich napiwków. W efekcie czego jako zwykła kelnereczka od podawania karminadli i gumiklyjzów, nalewania sznapsa i nabijania utargów na kasę miałam zarabiać mniej więcej tyle, ile wykwalifikowany robotnik z konkretnym stażem.
Miałam też po prawdzie nadzieję, że zwłaszcza tym ostatnim faktem przekonam rodziców, by wreszcie przestali mi wypominać wybór takiej a nie innej, nieodpowiadającej ich wybitnie wygórowanym, inteligenckim oczekiwaniom drogi zawodowej. Ostatecznie nie miałam przecież zamiaru robić nie wiadomo jakiej kariery w żywieniu zbiorowym, a najzwyczajniej w świecie od czegoś zacząć. Nawet jeśli dla mnie samej także nie było to spełnienie marzeń.
Najciekawsza adnotacja kryła się jednak na samym końcu, lecz o nią postanowiłam na razie nie dopytywać. O ile bowiem fizycznie podpis składała „starsza kierowniczka sali Krista”, o tyle zaraz obok widniała informacja: „W imieniu Rojzy Zukiermann-Müntzel”. Kiedy zaś sama stawiałam starannie wykaligrafowane litery, składające się na mą przyrodzoną godność, nie mogłam nawet przypuszczać, jak bardzo owa Rojza zmieni moje życie. Tym bardziej że początkowo nic na to nie wskazywało.
Kolejne dni, tygodnie i miesiące wyglądały z grubsza tak samo: zrywałam się bladym świtem, po drodze do pracy kupowałam śniadanie w piekarni, potem resztę dnia spędzałam biegając w mocno wydekoltowanym fartuszku dokoła klientów, aż w końcu późnym ...