Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
... popołudniem – bo tak uzgodniłam, że wieczory obstawiały inne pracownice – wracałam do domu, odświeżałam się, wsuwałam kolację i padałam nieżywa na łóżko. Czasami jeszcze, gdy po kąpieli odzyskiwałam nieco sił, a co bardziej sprośne myśli nie dawały spokoju, sprawiałam sobie rozkosz na dobranoc, lecz nie była to reguła. W dni wolne widywałam się z Gitą, wciąż osobliwie unikającą tematu mojej pracy, względnie wyjeżdżałam na piknik z rodzicami nad jezioro czy do lasu, starając się zebrać jak najwięcej sił przed kolejnymi dniami restauracyjnej kołomyi. Niedziele zaś, gdy otwieraliśmy później, zaczynałam zawsze od porannej mszy, podczas której nieraz walczyłam z wyrzutami jakże grzesznego sumienia. I tak lato roku tysiąc dziewięćset dwudziestego siódmego ustąpiło jesieni, jesień zimie, a ja wciąż nie miałam pojęcia, jak właściwie wygląda moja chlebodawczyni.
Z początku miałam nawet podejrzenia, że to jakaś wyimaginowana figura, wymyślona na potrzeby różnej maści urzędów, ale nie. Nieraz widziałam przecież, jak co ważniejsi kontrahenci, Lusia czy Krista znikają na dłuższy czas za ciężkimi drzwiami na samiutkim końcu korytarza, prowadzącego na poddasze. Parokrotnie wydawało mi się nawet, iż zauważyłam w wychodzącym na podwórze oknie ogniście rudą koafiurę, jednak działo się to na tyle szybko, że nie mogłam mieć pewności. Tylko w takim razie dlaczego czasami miałam wrażenie – graniczące z pewnością – że ktoś mnie obserwuje? Jakby przypatrywał się uważnie wszystkiemu, co robię… I ...
... to nie tylko zza okiennej szyby, ale również gdy przychodziłam z rana jako pierwsza i sama przygotowywałam salę, wyraźnie czułam na sobie ciekawskie spojrzenie, którego źródła nie byłam jednak w stanie zlokalizować.
Tak czy inaczej, wraz ze zbliżaniem się Bożego Narodzenia owładnęło mną dziwaczne rozdrażnienie, którego źródła doszukiwałam się w nasilającej się tęsknocie za domem. Oczywiście i tutaj ludzie przygotowywali się do świętowania, jednak wszystko było tak różne, że mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam odnaleźć wiele z jakże wyczekiwanej atmosfery. Zapachy roznoszące się po kuchni były inne od tych z dzieciństwa, wielu kolęd najzwyczajniej w świecie nie znałam, a do tego prezenty pod choinką miało przynieść zupełnie nieznane mi Dzieciątko.
Dlatego też poprosiłam o dłuższy urlop, chcąc ów szczególny czas spędzić w otoczeniu najbliższych, co niestety okazało się trudniejsze niż myślałam. Wszystkie kluczowe terminy były już zarezerwowane przez starsze stażem pracownice. Owszem, popsioczyłam trochę na tę jawną niesprawiedliwość, jednak ostatecznie zagryzłam zęby i zgodziłam się pracować w te święta, co najwyżej oczekując wdzięczności podczas kolejnych. To znaczy zgodziłabym się, gdyby nie drobne z pozoru zdarzenie. Ot – część z przywiezionych przez naszego dostawcę skrzynek pełnych tajemnych ingrediencji niezbyt pokrywała się z wypisanym zamówieniem. Pobiegłam więc, jak zwykle w takich przypadkach, szukać Kristy, jednak nigdzie jej nie znalazłam. Lusi również ...