Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
... nie. Rozzłoszczona, wiedziona ciekawością oraz wesołymi hałasami, niewiele myśląc wparowałam na poddasze. A tam…
Pierwszym skojarzeniem, jakie przyszło mi do głowy, były sceny z początków poprawin, gdy wszyscy starają się jak najszybciej powrócić do stanu używalności po całonocnych hulankach, więc siedzą, gadają i żrą. Tak, dosłownie – żrą, bo jedzeniem to się tego nazwać zazwyczaj nie da. Podobnie jak nie dało się teraz. Zajmująca całą ścianę naprawdę sporego pokoju, zbita z solidnych dech ława niczym z sienkiewiczowskiej karczmy zastawiona była wszystkim, co tylko mogłam sobie wymyślić: od upieczonej nie jednej czy dwóch, ale chyba całej fermy pulard, przez zawijane bratwursty i michy pełne szałotu, po ociekające kilogramami lukru rogale. A zza tej iście gargantuicznej uczty wystawały głowy zaśmiewających się w głos nie tylko Lusi, Kristy i tego samego kierownika aprowizacji, który pod pretekstem załatwienia czegoś ważnego poprosił mnie o ogarnięcie towaru, ale też paru innych osób, wśród których rozpoznałam choćby miejscowego bardzo-ważnego-mecenasa oraz równie-poważanego-komendanta.
Cóż, może i powinnam była choć chwilę pomyśleć, zanim zaczęłam wyzywać wszystkich, zupełnie niespodziewających się takiego obrotu spraw obecnych, ale poniosły mnie trzymane od zdecydowanie zbyt dawna na wodzy nerwy. Zdążyłam więc wybitnie grzecznie oraz jeszcze kulturalniej napomknąć Kriście, że niewiele mnie interesuje, że nie zdąży przygotować „wilijo”, że Lusia będzie musiała ...
... wyczarować kogoś innego na zastępstwo, a kierowniczek jest patentowanym leniem, który teraz będzie sam odmrażał dupę, bo ja na dół nie zejdę! Już nie! Choćby nie wiem co! A w ogóle, to odchodzę, skoro nikt tutaj nie tylko nie szanuje mojej pracy, ale choćby nawet z grzeczności nie zaprosił na przyjęcie! Czy raczej darmową wyżerę i ochlejawę! Bo tak!
I dopiero gdy brakło mi oddechu – a może po prostu zrozumiałam, jaką piramidalną bzdurę właśnie palnęłam – podążając za donośnym kaszlnięciem zerknęłam w kierunku szczytu stołu. Tam zaś, w odległości paru kroków, stała wielka baba. Dosłownie wielka! Z wielkim kokiem, wielkimi cyckami i jeszcze większymi biodra… no po prostu dupą szerokości gdańskiej szafy! Zamiast jednak cokolwiek odpowiedzieć, jednym haustem dopiła wielki kufel pełen piwa, przymknęła – cóż za zaskoczenie! – wielkie, mocno podmalowane barwiczką oczy, wytarła ściągnięte w pełnym zdegustowania grymasie usta nadgarstkiem i skinęła dłonią na pozostałych uczestników posiedzenia. Skutkiem czego w ledwie parę sekund zostałyśmy w pokoju same.
Zdawałam sobie sprawę, że Rojza nie tylko miała pełne prawo, ale i dość powodów, by zadośćuczynić pochopnej prośbie jaką przedstawiłam i z miejsca się ze mną pożegnać. Tym bardziej że przez następny kwadrans wcale nie polepszyłam swojej sytuacji. Wręcz przeciwnie: kolejne głupie tłumaczenia zastępowałam jeszcze głupszymi, udowadniając tylko, że jestem do szczętu rozkapryszoną, humorzastą pannicą, zupełnie nieliczącą się ze zdaniem ...