San Fernando Paraíso (Dwa dni Raju)
Data: 31.08.2021,
Kategorie:
wakacje,
Nastolatki
wybitne,
Autor: starski
Odkąd pamiętam, jeździliśmy z rodziną na wczasy do San Fernando. Ta miejscowość istniała tylko po to, żeby latem gościć rodziny takie jak moja. Skryta w lesie, nad brzegiem jeziora, rozległa, ekskluzywna wioska wczasowa, ze sklepami, basenami, siłowniami, kortami, kinem, restauracjami i chyba wszystkim, co tylko mogło przyjść do głowy wczasowiczom i organizatorom. Mieliśmy tam domek, zarezerwowany od lat, praktycznie tylko nasz.
Znałam ten ośrodek jak własne podwórko, bo był mi nim przez trzy tygodnie w roku.
Jako małemu dziecku, nigdy nie przyszło mi do głowy, że można się tutaj nudzić. Problem pojawił się dopiero ostatnimi czasy. Nie byłam już gówniarą i w sierpniu wolałabym zostać w mieście z własnym towarzystwem. Moja najlepsza przyjaciółka Beta, nie raz przyjeżdżała tu z nami, ale już od dwóch lat załapywała się na ciekawsze wyjazdy. Jej rodzice puszczali ją na biwaki, różne letnie obozy zarobkowe i miała o czym potem opowiadać. Ja, skazana byłam na San Fernando i nudę. Mój ojciec prędzej by umarł, niż wysłał mnie na zbieranie truskawek.
Mama próbowała się czasem za mną wstawić, ale w sumie i jej było na rękę mieć mnie na oku, na rodzinnych wczasach. Nie musiała się martwić, o to co robię i z kim się zadaję.
Nie mogłam się za bardzo stawiać i nie chciałam. Ojciec traktował mnie zawsze dobrze, mimo tego, że był raczej surowym rodzicem, nie brakowało mi niczego. W zeszłym roku kupił mi Braka, pięknego ogiera. Obiecany prezent na szesnaste urodziny. Naprawdę ...
... nie mogłam narzekać.
Tego lata też więc szykowaliśmy się do San Fernando. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będę z nimi tam jeździć. Może, dopóki nie skończę osiemnastu lat, a pewnie i dłużej. Trochę mnie to przeraziło i znów, jak co roku, zaczęłam kręcić nosem. Musiałam ich mimo wszystko przyzwyczaić do tego, że prędzej czy później będę chciała odrobiny samodzielności. Mama jak zwykle trochę się za mną wstawiła, ale bez przekonania. Ojciec nawet nie chciał mnie słuchać. Poburczałam więc i tyle. Decyzja zapadła. Kolejne wczasy z rodzinką. Aha, zapomniałam dodać, że mam też brata. Ma dopiero osiem lat. W domu nazywamy go Dydek.
Sierpień nadszedł szybko, szkoła skończyła się wreszcie i Beta oznajmiła, że jedzie do Amsterdamu. Beta miała o tyle dobrze, że wszędzie zabierała ją jej starsza siostra, której rodzice ufali jak księdzu biskupowi. Ja za to wiedziałam, że jej siostra wcale nie była taka święta, za jaką uchodziła. O tym, że Beta jedzie do Amsterdamu, nawet w domu nie powiedziałam, bo jeszcze by mi się z nią zakazali zadawać. Mój ojciec wiedział, po co młodzież jeździ do Amsterdamu i nie warto było nawet zaczynać dyskusji, że to nie jest tak, jak on myśli.
Zbliżał się weekend, mieliśmy wyjechać w sobotę. We środę wieczorem, ojciec dostał jakiś ważny telefon. Z tego, co dosłyszałam z późniejszej dyskusji z mamą, wyjazd miał ulec przesunięciu. W sumie ani mnie to nie zmartwiło, ani ucieszyło. Beta już była w Amsterdamie od dwóch dni i wysyłała mi fotki z różnych ...