-
Serbski film Reportaż (IV)
Data: 14.05.2019, Kategorie: Brutalny sex historia, wojna, poniżenie, zemsta, Autor: Ravenheart
... słucha. Myśli. Może zastanawia się, czy porównanie jest właściwe. – To co innego. Walczyliście z Hitlerem. – Wojna to wojna. – Ile trwało to wasze powstanie? – Sześćdziesiąt trzy dni. Walki w Warszawie trwały sześćdziesiąt trzy dni. Jugosławianka patrzy na mnie, jakbym powiedziała coś niewłaściwego. W końcu przerywa ciszę zmienionym głosem. – Nic nie rozumiesz. Ale może każdy tak patrzy. Jego ból, jego świat, śmierć jego pobratymców jest najważniejsza. Zapada cisza. Wreszcie kobieta odzywa się. Jej głos jest pusty, zimny i głuchy. – Wiesz, ile czasu trwało oblężenie Sarajewa w czasie wojny bośniackiej? Tysiąc czterysta dwadzieścia pięć dni. Blisko pięćdziesiąt miesięcy. A późniejsza wojna w Kosowie – cztery lata. Próbuję jakoś zestawić ze sobą te rachunki. Czy rzeczywiście nie powinno się ich porównywać? Jak to przeliczyć? Na liczbę ofiar? Na zabitych i zaginionych? Na liczbę zburzonych domów, rozbitych rodzin, osieroconych dzieci? Czy taka statystyka ma w ogóle sens…? – Wiedziałam, że to się nie może udać. Nie ci ludzie, nie ten czas, nie ten kraj… A mimo to, jakoś tego chłopaka pokochałam… – spojrzenie kobiety znowu biegnie gdzieś w przestrzeń. – Tęskniłam za nim, gdy szedł w miasto. I Nadia tęskniła. Wiesz… on był zazdrosny o tych gości, którzy mnie rżnęli, ale nigdy nie powiedział mi złego słowa. Wiedział, że nie mam wyjścia. I tylko czasem widziałam w jego oczach… Nie, nie gniew. Żal. Żal do tego popierdolonego świata. – Mówił ci o ...
... tym? – A skąd. Kiedy był ze mną, kochaliśmy się, bawiliśmy się z Nadią albo rozmawialiśmy. O tym, jak mogłoby być. Jak powinno być. A on zawsze mówił, że tak będzie, tylko musimy trochę poczekać. Jeszcze miesiąc, jeszcze rok, jeszcze dwa… – A co robił, gdy nie byliście razem? – To, co trzeba było. Kradł samochody, chodził w obstawie, a jak trzeba było – zabijał. – Kogo? – Tych, których mu wskazano. Zazwyczaj Albańczyków, bandytów i wichrzycieli. Albo konkurentów. To był 1997 rok, w Kosowie wtedy można było stracić życie, idąc do miasta, po prostu dlatego, że stało się w złym miejscu w złym czasie. Wybuchały samochody, my strzelaliśmy do czarnych, a oni do nas. – Czarnych?! – No, tak tu się mówi. Czarni albo brudasi. Albańczcy, znaczy się. Patrzymy na nich z nienawiścią, bo wyrwali nam nasze serce, nasze Kosowo. Wtedy, na początku 1997 roku głośno już było o UÇK, czyli skurwysynach z tak zwanej Armii Wyzwolenia Kosowa. Rok wcześniej zorganizowali pięć głośnych zamachów bombowych na obozy naszych uchodźców z Krajiny. Ich szefem był wyjątkowy nawet jak na nich łotr – Hashim Thaçi. Wtedy jeszcze ukrywał się pod pseudonimem – Gjarpëri, czyli Wąż. Nacjonalista albański, oficer wywiadu, handlarz bronią, szef mafii. Mówi się, że jego grupa, tak zwani Drenicanie, odpowiadała za jedną trzecią całej przestępczości w Kosowie. – Czym się zajmowali? – Wszystkim. To znaczy: po pierwsze chcieli zabijać Serbów i stworzyć Wielką Albanię. Ale potrzebowali na to kasy, kasy i ...