1. Co za VIP..., cz. 1.


    Data: 02.11.2021, Kategorie: Mamuśki Autor: Tomnick

    ... niszczyć wyłącznie w obecności pracowników biur.
    
    Nie było czym się chwalić, a jednak już gorzej nie mogłem przedstawić swojej osoby. Zwykły wyrobnik. Archiwizacja, kontrolowanie, a raczej segregowanie drugich kopii dokumentów, digitalizacja papierowej dokumentacji naszej i klientów – a tego było naprawdę sporo!, serwisowanie sprzętu, realizacja zamówień biurowych i inne bzdety. Takich jak ja nie zauważa się w firmie. Jesteśmy, ale nikt nas nie personalizuje. „Nie masz tonera? Dzwoń do tych spod 405”. „Ostatnia ryza? Brakuje kopert? Dzwoń pod 405”. „Masz dużo do skopiowania? Wezwij kogoś spod 405”. Do tego służyliśmy...
    
    O, przypomniałem sobie jeszcze taki zwrot: „Co? Nie ma kawy? Wyślij kogoś z 405. Potrafią robić proste zakupy”. My, ludzie po studiach, potrafimy robić proste zakupy... Jednak nikt z nas nie odważył się głośno zaprotestować przed obliczem zleceniodawcy zakupów.
    
    Od „czwórki” zaczynały się numery osób z najniższego szczebla firmy. Dla nas sekretarki były jak wyrocznie. A ich numery telefonów zaczynały się od „trójki”. „Jedynki” i „dwójki” nigdy do nas nie dzwoniły. My do nich też nie, ale oni wysyłali nas po prywatne zakupy. Nasza firma zajmowała kilka pięter w wieżowcu. Jedynie dział D mieścił się w piwnicach budynku. My wyróżnialiśmy się: tylko pracowników naszego działu, w każdym z czterech pionów, nie obowiązywał firmowydress code.
    
    @
    
    – Pamiętam! Szymon... No, oczywiście! – udała, że przypomina sobie. – Cieszę się, że przyszedłeś. Och! ...
    ... Dziękuję! – zaskoczona przyjęła prezenty i kwiaty, na które ledwie rzuciła okiem, płynnym ruchem odkładając całość na stolik w holu. Patrzyła na mnie i bawiła się perełkami. Czerwone usta lśniły. Dziewczyna w czarnej sukience i białym fartuszku zgarnęła wszystko ze stolika.
    
    Poczułem się nieswojo pod tym uważnym spojrzeniem. Jakbym był w pracy. Niepewnie poruszyłem się, speszony jej spojrzeniem. I odetchnąłem z ulgą, bo jednego byłem pewien: nie zaprasza się pracownika pośledniego szczebla na uroczystość do domu, żeby poinformować go o zwolnieniu z pracy.
    
    – Cała przyjemność po mojej stronie. To zaszczyt gościć u pani. U państwa... – poprawiłem się szybko. Domyślałem się, że zaproszenie dla mnie jest jednorazowe.
    
    – Mów mi: Joanna. Miło widzieć ciebie w ten dzień – uśmiechnęła się w sposób, którego w pracy nie oglądałem.
    
    – Och, dziękuję. Miło mi – nogi ugięły się pode mną. Ależ zaskoczyła mnie tą propozycją! – Kobieta z kierownictwa firmy po imieniu z chłopakiem z działu D. Cóż za mezalians! – kpiłem z siebie.
    
    – Dzisiaj jesteś VIP-em, moim gościem specjalnym – wychyliła się nieco i z uprzejmym uśmiechem szepnęła w moim kierunku. Zaraz wyprostowała się. Mrugnęła do mnie!
    
    Stałem zaskoczony. Nie spodziewałem się takiej deklaracji i zapomniałem języka w gębie. W tej sytuacji przezornie milczałem, bo nie bardzo rozumiałem, jak traktować jej słowa. Zwróciłem uwagę na zapach jej perfum.
    
    – To był żart? Liczyła na moje poczucie humoru? – zastanawiałem się przez chwilę. – A ...
«12...567...»