Co za VIP..., cz. 1.
Data: 02.11.2021,
Kategorie:
Mamuśki
Autor: Tomnick
... poprawili mi humor, bo okazało się, że jej mąż, prawnik, starszy od niej, od lat pracuje w jakiejś międzynarodowej firmie. Odetchnąłem z ulgą. Przyjemniej żyje się, wiedząc że przełożeni też nie tapetują ścian banknotami.
Podszedłem, nacisnąłem przycisk, otworzyła się furtka. Naście kroków wybetonowaną ścieżką, wszedłem po schodach i nacisnąłem dzwonek przy drzwiach. Otworzyła solenizantka. Pośpiesznie zbliżała się do niej dziewczyna w czarnej sukience i białym fartuszku.
– Łał! – chwilę stałem w milczeniu. Zatkało mnie. Tak zaskoczyła mnie solenizantka. Świetnie wyglądała! Zielona sukienka z dużym dekoltem świetnie pasowała do jej rudawych włosów. Aż miałem ochotę zajrzeć w ten dekolt! A ten kończył się na wysokości pasa. Sukienka przylegała do ciała, ale jej śmiały krój dodawał uroku właścicielce. No, i nie zasłaniał zbyt wiele. Nawet powiedziałbym, że odsłaniał urodę solenizantki. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Świeża fryzura. Krótko przycięty bok i imponująca grzywka fantazyjnie zaczesana. Patrzyłem zafascynowany. To nie była kobieta, którą znałem z pracy.
– Dzień dobry – łagodny głos i uśmiech przerwał moją kontemplację. Chyba dostrzegła fascynację w moich oczach.
– Dzieńbry – odmruknąłem nieco speszony jej wyglądem.
Dalej ją oglądałem. Sandałki na szpilce w kolorze soczystej zieleni idealnie uzupełniały strój. Zadbane stopy, czerwony lakier na paznokciach, złoty łańcuszek nad kostką. Krótki sznur pereł na szyi tylko dodawał blasku solenizantce i ...
... podkreślał opaleniznę. I ta czerwona szminka...
– Cholera, ona wygląda na młodszą ode mnie! – złapałem się na tym, że podnieca mnie jako kobieta. A jest ode mnie starsza o dekadę! Do dzisiaj, pod eleganckimi żakietami i kostiumami, nie dostrzegałem jej urody.
W pracy nie wzbudzała mojego pożądania. Zgodnie z wymogami dużej międzynarodowej firmy, której byliśmy filią, jej stroje, głównie garsonki i kostiumy, były bardzo stonowane kolorystycznie. Szpilki, owszem, ale tylko pełne, natomiast żadnych ‘ekstrawagancji’ w rodzaju: mini, głębokich dekoltów, ażurowych bluzek, a teraz...
– Ty jesteś... – zaczęła i zawahała się. Patrząc mi oczy, uśmiechnęła się przepraszająco.
Jej słowa wyrwały mnie z odrętwienia. Spoglądaliśmy na siebie pytająco. Z opóźnieniem, ale jednak zaskoczyłem.
– Szymon! – pomogłem jej, uśmiechając się życzliwie. Było nie było, kto spamięta kilkudziesięciu podległych sobie pracowników, skoro na co dzień kontaktuje się z dziesięcioma? Do niektórych pomieszczeń nie zaglądała tygodniami. Do nas nikt nie schodził.
– Ach, tak! – uśmiechnęła się z ulgą. – Oczywiście! Ten od komputerów...
@
– Pracuję w pani pionie, w dziale D – pośpieszyłem z wyjaśnieniami. – Jestem informatykiem, ale z tej drugiej, niższej grupy... – ucichłem, słysząc siebie. W żadnym pionie, a w firmie były cztery, dział D nie zajmował się czymkolwiek, co bezpośrednio wiązało się z projektami firmy. Pracowników tego działu nie dopuszczano nawet do niszczarek. Dokumenty mogliśmy ...