Zdjęcie z nieznajomą, czyli sylwester, którego…
Data: 08.03.2022,
Kategorie:
nieznajomy,
Dojrzałe
Masturbacja
Anal
fotografia,
Autor: Agnessa Novvak
... zaproponowałem przejście do studia, by omówić kilka spraw typowo technicznych. Grubas przedstawił mi ogólną koncepcję, którą dopracowaliśmy przez dołożenie lub odjęcie paru pomniejszych dekoracji, lecz poza tym nie mieliśmy już zbyt wiele do roboty. A czas leciał. Miałem nawet zapytać czy ta jego znajoma używa zegarka, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Korzystając z chwili przerwy, sięgnąłem po stojący na stole dzbanek, nalałem sobie i wsłuchiwałem się w coraz głośniejszą rozmowę, popijając łyk za łykiem i pogryzając kupione wcześniej słodkości. Na moje szczęście kawa nie była specjalnie gorąca, bo na widok wchodzącej do pokoju osoby aż oplułem się z wrażenia.
I nie była to bynajmniej przesada.
Tego typu sytuacje opisuje się zwykle obrazowo, że ktoś zaniemówił. Że go zatkało. Że ugięły się pod nim kolana. Że uderzył w niego piorun. Nie miałem pojęcia czy mnie trafiła błyskawica, czy raczej rozpędzony pociąg. Nie wiedziałem nawet, co powiedzieć. Co zrobić. W ogóle nie kontaktowałem, co się dookoła działo. Stałem jak słup soli, gapiąc się jak jakaś przyćpana sroka w niemalowane wrota na najbardziej niezwykłej urody kobietę, jaką widziałem w życiu.
Nawet gdybym miał ją opisać, nie wiedziałbym, jak to zrobić. Tym bardziej że sucha relacja nijak miałaby się do ogólnego wrażenia. Wręcz odwrotnie. Bo tak: na oko miała ze czterdziestkę lub nawet nieco więcej, około metra sześćdziesięciu i to w wysokich kozakach, no i raczej nieoszałamiającą figurę z przyciężkimi biodrami ...
... oraz niewielkim biustem. Do tego nosiła włosy nawet nie na chłopczycę, a po prostu jak chłopak, ścięte w czarnego irokeza wysokości mniej więcej dwóch palców, z bokami podgolonymi wysoko do gołej skóry. I już z tych powodów można było ją uznać za na wskroś oryginalną, jednak to i tak było nic w porównaniu do twarzy.
Nie wiedziałem właściwie dlaczego, lecz momentalnie przyszły mi na myśl… nie mniej, nie więcej, tylko księżniczki z kreskówek Disneya. Tak, wiem, daleko było mi do targetu obmyślonego przez ich twórców, niemniej najzwyczajniej w świecie lubiłem je oglądać. Bo tak. W każdym razie owe księżniczki rysowano zwykle według jednego ogólnego schematu: miały małe usta, jeszcze mniejsze, zadarte noski obsypane solidną porcją piegów i zdecydowanie zbyt duże oraz za szeroko rozstawione, migdałowate oczy.
I ona wyglądała właśnie jak jedna z nich. Dokładnie tak. Dosłownie identycznie! Jakby przenieść rysy postaci z animacji na żywego człowieka. Kobietę, która zwracała się wyraźnie do mnie dość wysokim głosem. Dopiero po chwili zrozumiałem, że najwyraźniej chce się przywitać, gdyż wyciągnęła malutką dłoń i powiedziała coś, co brzmiało podobnie do…
– Pani Żaneta? Przepraszam, nie dosłyszałem. – wybełkotałem.
– Żadna pani, to raz. A dwa: Dżenneta, nie Żaneta. Dżen-ne-ta przez dwa „n”. No co? – Zareagowała nieukrywanym zdziwieniem na moje najwidoczniej jeszcze bardziej niż wcześniej wybałuszone gały. – To po babci Tatarce! – dokończyła z nieukrywaną dumą.
– Tak, tak, ...