Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia,…
Data: 20.03.2022,
Kategorie:
marzenia,
nieznajomy,
brutalnie,
Brutalny sex
wulgaryzmy,
Autor: Agnessa Novvak
Nim przejdę do właściwej opowieści, odpowiedzcie proszę, szanowni czytelnicy płci dowolnej, na pewne pytanie. Nie mnie, a sobie. Mianowicie: z czym kojarzy wam się słowo „hierarchia”? Zastanówcie się chwilę. Zapewne pomyślicie o instytucjach pokroju szkoły lub wojska, być może jakiejś korporacji czy nawet kościele. A czy wzięliście pod uwagę galerię handlową? Przypuszczam, że wątpię. Tymczasem także tam hierarchizacja ma się bardzo dobrze. Na szczycie piramidy zasiądą dyrektorzy, niżej kierownicy, następnie sprzedawcy średniego oraz niższego szczebla. Gdzieś pomiędzy będą dostawcy, pracownicy ochrony, działu konserwacji i im podobni. Natomiast pod nimi wszystkimi znajdziecie personel dbający o utrzymanie czystości. Czyli, mówiąc bardziej wprost, sprzątaczki.
Nawet w dzień mało kto zauważa ich istnienie – ot, czasami jako klienci zderzycie się z jakąś przy wejściu do toalety, względnie będziecie na nie utyskiwać, mrucząc gniewnie pod nosem, że „mogłoby być tutaj czyściej”, lecz niewiele ponadto. Tymczasem są to osoby, o których warto pamiętać. Tak o nich samych, jak i ich pracy – słabo płatnej, niewdzięcznej, pogardzanej oraz w gruncie rzeczy syzyfowej robocie, którą muszą codziennie wykonywać. Czy raczej nie tylko codziennie, bo wcale nie kończy się ona wraz z wyjściem ostatniego klienta. Wręcz przeciwnie – to właśnie nocną porą przychodzi czas na wszystko, co tylko można podpiąć pod szeroko pojęte porządki, a czego nie powinny widzieć oczy postronnych.
A dlaczego ...
... właściwie wam o tym wspominam, miast wreszcie przejść do sedna, czyli opowiadania o charakterze wybitnie oraz jednoznacznie erotycznym? Ano dlatego, by w ten sposób przedstawić centralną postać niniejszej historii, która wychodzi właśnie z kantorka, pchając przed sobą wózek pełen różności. Krok za krokiem przemierza ciągnące się bez końca korytarze, zatrzymując się kolejno przed każdą witryną. Tu myje szyby, tam wyciera poręcz, gdzie indziej zbiera śmieci pozostawione na ławeczkach. Co kilka lokali przysiada na którejś z nich, pociąga kilka łyków z butelki i przeciera spocone czoło, po czym wstaje i kontynuuje wędrówkę.
W ten sposób dociera do jedynego wciąż otwartego miejsca na całej galerii, czyli czynnej całą dobę siłowni. Nie ma większego pojęcia, dlaczego wszystkie pozostałe lokale porządkowane są siłami ich pracowników, a ten jeden jakoś nie, lecz nie ma to dla niej wielkiego znaczenia. Co więcej – chętnie załapałaby się na drugą taką fuchę! Siłownia jest bowiem duża, więc harmonogram przewiduje na nią całkiem sporo czasu, a jednocześnie nie wymaga specjalnego wysiłku: sam sprzęt i tak ogarnia obsługa, dlatego w jej gestii pozostaje jedynie zmycie podłóg, luster na ścianach i ogarnięcie łazienki. A że przy okazji cały teren siłowni wyłączony jest spod ogólnego monitoringu, to można się w niej zaszyć i odpocząć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Albo i najzwyklejsza chęć.
Na razie jednak nasza bohaterka przystaje przy wejściu i wita się zmęczonym głosem:
– Dobry wieczór! ...