Nocny pociąg z rudzielcem, czyli na…
Data: 27.03.2022,
Kategorie:
Zdrada
wulgaryzmy,
nieznajomy,
Brutalny sex
Autor: Agnessa Novvak
... amatorka cyfrowej golizny w panice wyciąga rękę spod kołderki, składa laptop wpół i wyszarpuje słuchawki z uszu.
– Nie przeszkadzaj sobie – chrypię z autentyzmem godnym paradokumentów, celowo wstając bardzo powoli – ja tylko do łazienki.
Wylewam na twarz kolejne strugi lodowatej wody, starając się dojść do ładu nie tylko ze srogim burdelem opanowującym myśli, ale i dziwnym niepokojem, skupionym poniżej pasa. Mam się przyznać, co widziałem? Bez żartów! Ostatnim, czego mi trzeba, są nocne rozmowy o współpasażerskiej masturbacji. Trzeciego wyjścia nie znajduję, więc wybieram drugie w postaci udawania, że kompletnie o niczym nie wiem. Jakby nigdy nic wracam do przedziału, życzę dobranoc siedzącej w pozie najniewinniejszego niewiniątka Mirelli i wskakuję do łóżka.
Nie, to na pewno nie jest szum zza okna, skrzypienie materaca, ani cokolwiek innego poza pojękującą w jednoznacznie seksualnym kontekście kobietą. Ale wytrzymam! Dam radę! Wszystko skończy się za pięć minut. Może kwadrans. Albo dopiero nad ranem? Wcisnę głowę pod poduszkę, pomyślę o wylegujących się na plaży leniwych foczkach, względnie rozrządzie silnika o rozwartych cylindrach i dwóch wałkach rozrządu w głowicy, po czym za chwilę spokojnie zasn…
– Oooaaa! – tym razem odgłosy ekstazy roznoszą się po chyba całym wagonie.
Odrzucam pościel na podłogę i nie zważając, że mam na sobie tylko slipki i żonobijkę, staję między łóżkami.
– Mirella, czy ciebie nie poje… nie zapominasz się czasem? No co się gapisz? ...
... – wyrzucam z siebie, nie kryjąc irytacji, choć ze względu na okoliczności staram się mówić możliwie cicho. – Myślisz, że cię nie słyszę? Nie widzę, co wyrabiasz? Pogięło cię do reszty, kobieto? Mam taką propozycję, bo nie uśmiecha mi się wstawać kolejny raz: wyjdę na powiedzmy pół godzinki, ty zrobisz, co uważasz, a potem grzecznie pójdziemy lulu. A rano się ogarniemy, pożegnamy i zapomnimy o całej sprawie. O sobie nawzajem zresztą też. Pasuje?
Nie czekając na odpowiedź, wbijam się w spodnie i koszulę, wciskam bose stopy w buty, biorę telefon i bez silenia się na grzeczność trzaskam drzwiami.
Dwie podkręcone ciastem kawy później żałuję tylko jednego: że nie mam przy sobie choćby piersiówki, a najmocniejszym, co można kupić w pociągu, jest cienkie piwo. Nerwowo stukam obrączką o ekran telefonu, gapiąc się bezmyślnie na zdjęcie dwóch roześmianych chłopców w wieku wczesnoszkolnym, otoczonych czułym objęciem szczupłej, eleganckiej brunetki. Odliczam minuty do końca zapowiedzianego czasu, starając się zbytnio nie roztrząsać bieżącej sytuacji. Bo o czym miałbym myśleć? O pozornie szczęśliwym, ale dźwięczącym pusto niczym cymbał małżeństwie, w którym wszyscy żyjemy niby razem, a przecież jakże osobno? Pracy, w której stałem się może i sowicie opłacanym, ale jednak jawnym pomiotłem?
Owszem, miewam czasami ochotę jebnąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Względnie na Kamczatkę. Ale przecież moje problemy nie wykraczają specjalnie poza typowe nieprzyjemności i niewygody dnia ...