Alpejska gorączka
Data: 23.06.2022,
Kategorie:
dojrzałe
cnotliwe,
narkotyki,
Autor: sajmon
... gorącą kąpiel. Od wczoraj jestem w podróży.
*
Ciocia Heike, tak tu do niej wszyscy się zwracali, łącznie z tatą, poprowadziła mnie przez zaplecze na klatkę schodową i na górę, na poddasze. Były tam dwa pokoje urządzone w drewnie, dosyć zresztą ascetycznie, ale za to bardzo ciepłe. W ogóle w domu Pani Neumayer było napalone tak, że można było chodzić żywo nago, co w okresie ostrej, alpejskiej zimy, było bardzo przyjemnym komfortem.
– Tu jest łazienka – zaprowadziła mnie do małego pomieszczenia, wyposażonego jedynie w toaletę, umywalkę i ciasną kabinę prysznicową – Jest dosyć skromnie i czasem może się zdarzyć, że nie dochodzi tu woda, dlatego jakbyś chciał się wygodnie wykąpać to zostaw rzeczy i chodź! – ciocia Halina zaprowadziła mnie na pierwsze piętro. Ciemny korytarz zdobiły myśliwskie trofea.
– Tam na końcu jest mój salon i kancelaria – wskazała ręką, na której zadzwoniły złote bransoletki, dwuskrzydłowe, oszklone drzwi – Tu jest kuchnia, jak umiesz pichcić, jest dla twojej dyspozycji; a tu jest pokój Staszka, to znaczy twojego taty, ale nie wrócił jeszcze z miasta. A tu łazienka! – ciocia Heike otworzyła drzwi, za którymi przedsionek z umywalką i lustrem prowadził do przestronnego, rozświetlonego lustrami wnętrza z dużą wanną do hydromasażu – A jak będziesz chciał po pracy skorzystać, to tu jest sauna. – Wskazała mi jeszcze uchylone drzwi wyścielonego drewnem pomieszczenia.
Onieśmielił mnie przepych tego miejsca, dlatego wyjąkałem, że na razie wystarczy ...
... mi zwykły prysznic, po czym wróciłem na górę. Byłem zmęczony i na kolację zszedłem dopiero jak ojciec wrócił do domu i po mnie przyszedł.
Ojciec był silnym, lekko przygarbionym facetem po czterdziestce, ogolonym na zero, z na poły siwą brodą. Jego jakby zasmucony i nieobecny wzrok zdradzał mrukliwy charakter. Lata spędzone w lesie, bez rodziny, sprawiły że trochę zdziczał i stał się bardzo małomówny. Pracował od świtu do nocy na dwóch etatach, ale szczerze mówiąc nie wiem, po co były mu te pieniądze, bo ani nie założył tu nowej rodziny, ani się nie wybudował. W jego ruchach znać było zwierzęcą siłę jakiegoś nordyckiego drwala, ale towarzysko okazał się dla dwudziestoletniego, dojrzewającego jeszcze syna kiepskim kompanem.
Przeciwieństwem ojca niespodziewanie okazał się mój sąsiad, żeby nie powiedzieć współlokator, wynajmujący drugi z pokoi na poddaszu. Markus Stein był dziarskim staruszkiem po siedemdziesiątce, alpinistą, górskim przewodnikiem, ratownikiem i narciarzem. Zimą kierował tutejszą szkółką narciarską, stał się więc moim przełożonym. Był wysoki, miał długie siwe włosy, wiecznie roześmianą twarz i nieodłączny różaniec w ręku.
– W moim wieku z kobiet została mi już tylko Najświętsza Panienka – żartował – Ale kiedyś to ho ho… Hofen teraz zdziadziało, tak jak i ja. – mówił, jednocześnie ruchem ręki odmawiając piwa, które chciałem mu otworzyć – Rzuciłem! Alkohol, tytoń i kobiety – śmiał się – Kiedyś tętniło tutaj życie, ale odkąd zbudowali nowe ośrodki w Seefeld, ...