Alpejska gorączka
Data: 23.06.2022,
Kategorie:
dojrzałe
cnotliwe,
narkotyki,
Autor: sajmon
... Hofen stało się lokalnym zimowiskiem, co najwyżej dla szkół i półkolonii.
Stein mówił prawdę. Zajęcia, które zacząłem prowadzić, skierowane były głównie dla grup szkolnych. Uczyłem dziesięciolatków, którzy jakimś cudem, mieszkając w Austrii, królestwie nart, nie nauczyli się do tej pory jeździć.
– Kiedyś dawało się lekcje pannom, żonom i rozwódkom, a wieczorami bawiło w Alpenfieber. Stary Neumayer miał dom na dole, koło kościoła; tam przyjmował pacjentów i tam mieszkali. Tu cała góra była dla gości. A pokoje na poddaszu Heike wynajmowała na godziny. Ile się tu kursantek zabierało, żeby poćwiczyć mięśnie bioder, he, he. Instruktor, narciarz to był ktoś; nogi się same rozchylały. Heike na dole lała piwo brzuchatym przedsiębiorcom z Monachium, a my obrabialiśmy tu im córy i żonki. Takie było życie.
„Podobałoby mi się taki życie” – pomyślałem, czując jak robak rozpusty zaczyna wiercić mi dziurę w brzuchu. Ale cóż, prowadziłem te swoje zajęcia, a obiad i kolację spędzałem w prawie pustej gospodzie. Kiedy jednak robakowi udało się w końcu przegryźć do głowy, pragnienia przybrały nagle formę i oświeciła mnie myśl. Przy barze stała Renata i ze swoją skwaszoną miną polerowała kufle. Renata, której ponętne kształty wpadły mi w oko, kiedy tylko postawiłem tu swoje pierwsze kroki.
*
– Renata jest córką organisty – powiedziała mi później ciotka Heike – To dobra dziewczyna. Uważaj więc co robisz.
Patrzyłem na Renatę, dopijając piwo, patrzyłem na jej szeroki dekolt, który ...
... w końcu czemuś miał służyć i czułem, jak rozbudzone pragnienie każe mi wstać, podejść do dziewczyny i zaproponować randkę. Byłem zaskoczony, że dała się namówić na wypad do Innsbrucka, jeden, drugi. Za trzecim razem całowaliśmy się już w kinie. Całowali, nic więcej. Renata, córka organisty, była panienką cnotliwą, chodzącą do komunii i śpiewającą w kościelnym chórze.
– Kiedyś Heike miała za barem taką Polkę – wspominał Markus – ogień, nie dziewczyna. I jeszcze drugą, z Innsbrucka. Obie wiedziały, co to zabawa! – śmiał się stary narciarz – W ogóle, co tu się kiedyś tu wyprawiało! Alpenfieber – alpejska gorączka, dobra nazwa! Heike wiedziała jak przyciągnąć gości, i to najlepszych, bogatych gości. A my z tego korzystaliśmy.
Po niedzielnej mszy zaprosiłem Renatę na obiad. Niedzielne obiady jadaliśmy jak rodzina: razem z tatą i ciotką Haliną.
– Jak chcesz z nią chodzić – powiedziała ciotka – Musisz ją tu zaprosić.
Nudny obiad wypełniła nudna opowieść cioci o dawnych czasach, kiedy cała jej rodzina mieszkała jeszcze razem na wsi. Ciotka Halina była młodszą siostrą mojej babci, ale od ojca starsza była zaledwie o kilkanaście lat. W styczniu kończyła sześćdziesiątkę i już teraz wszystkich zapraszała na rodzinne przyjęcie.
Nudziłem się i wierciłem w miejscu, czując jak mój robak nie daje mi spokoju. Nie zadowalały go rodzinne obiadki, grzeczne randki i słodkie pocałunki. Dlatego wieczorem, jak wróciliśmy z miasta, zaciągnąłem Renatę do siebie, na górę.
*
Marcus ...