Barbara (I)
Data: 28.07.2022,
Kategorie:
małżeństwo,
gra,
Zdrada
impreza,
Autor: Diabełwgłowie
Wchodząc do klubu czułem miękkość nóg, a moje serce waliło jak młot. Nie wiedziałem, że ta sytuacja dostarczy mi tylu emocji. Czy naprawdę nie wiedziałem? Powinienem wiedzieć i chyba jednak podświadomie wiedziałem, a przynajmniej podejrzewałem. Dyskoteka była ogromna i zatłoczona. Z kilku sal tanecznych zachodziło na siebie dudnienie basu o różnych częstotliwościach. Od starego rock and rolla, poprzez disco, po elektroniczną łupankę. Dla każdego coś miłego - pomyślałem. Moje oczy stopniowo przywykły do mroku, błyskających lamp, tłumu ludzi, który przepływał przez duży hol w kierunku sal, baru, toalet. I z powrotem. Jak w jakiejś fabryce. Gdzie ona jest? - pomyślałem z niepokojem. Jak ją teraz znaleźć w tym tłumie? – trochę spanikowałem. Gdzie jest moja żona? Moja żona, Basia, która weszła do tego klubu blisko czterdzieści minut wcześniej.
Tak! Weszła wcześniej. Dlaczego? – można zapytać. Otóż, nie pokłóciliśmy się. Nic z tych rzeczy. Był to element gry, która zaczęła się sporo wcześniej. Gry, która wykiełkowała w moich, a może naszych fantazjach jakiś rok temu. Dziś miał nastąpić wielki finał. Finał tej gry i fantazji. Nie ubiegajmy jednak faktów. Zacznijmy od początku.
Jakiś rok temu, a może wcześniej, na dość smętnym dancingu, na który wyciągnęli nas znajomi, patrzyłem z poirytowaniem jak jakiś kolega kolegi, który wcześniej za dużo wypił, tańczy z moją żoną próbując niezdarnie łapać ją za tyłek. Powinienem dać mu w mordę – pomyślałem wtedy przez chwilę. Jej ...
... zresztą należał się solidny opieprz, bo nie dość stanowczo odrzucała jego pijackie zaloty, sama nie będąc zbyt trzeźwą. Gdy w końcu udało im się złapać rytm, a jego dłoń spoczęła na upragnionym pośladku, zaczęli podrygiwać w tańcu. Parkiet nie był szczególnie pełny, bo impreza zmierzała nieuchronnie ku końcowi. Przy stolikach i w lożach tworzyły się grupki dopijających drinki imprezowiczów. W pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się. Moje i Basi. Dostrzegłem błysk w jej oku gdy wymienialiśmy się spojrzeniami. Puściła do mnie oko i uśmiechnęła się lubieżnie poprzez ramię adoratora, który nic nie robiąc sobie z mojej obecności kilka metrów obok, coraz śmielej przyciągał jej łono do swojego krocza, trzymając za tyłek. Jej oczy zdawały się mówić – Twoja żona, matka twoich dzieci, która pracuje, gotuje, pierze, dalej jest atrakcyjną kobietą, na którą lecą faceci. Poczułem wtedy coś więcej niż złość. Powoli spłynęło na mnie podniecenie i zainteresowanie. Poprzez ukłucia zazdrości poczułem jak rozpala się we mnie ognik, który, wydawało się, zgasł już kilka lat temu. Patrzyłem na atrakcyjną, szczupłą czterdziestolatkę. Ubrana była w czarne, obcisłe spodnie, połyskującą, srebrzystą bluzkę z dekoltem i wysokie, czarne, szpile. Tak, to naprawdę moja żona. To ta kobieta, dla której wiele lat temu straciłem głowę. Dalej jest piękna i seksowna. Może teraz trochę inaczej. Jest bardziej elegancka. Na twarzy pojawiło się kilka zmarszczek. Nie, nie jest tylko piękna. Jest piękniejsza niż ...