1. Urzędniczka Kasia


    Data: 01.09.2019, Autor: Urzednik1906

    ... stażysta nie będziesz miał za wiele z nią wspólnego. – zakończyła stara baba. Wymieniłem uścisk dłoni z Kasią i… tyle. Mimo wszystko nie mogłem o niej już zapomnieć, miała w sobie coś niesamowitego. Uroda dla mnie niedostępna, wydaje mi się, że mężczyzna w jej typie to taki Jason Statham, który sam kładzie w swoich filmach po 10 gości podczas jednej bójki. A ja? Stażysta w ZUSie za 410 zł miesięcznie. Na moje nieszczęście, kierowniczka przepowiedziała prawdę. Jako stażysta na referacie nie miałem nic wspólnego z działem zaświadczeń. Czasem mijałem tylko Kasię na korytarzu i wymieniałem się zwykłym "cześć”. Zresztą nawet na to musiałem sobie zapracować, ponieważ przez pierwsze tygodnie Kasia nawet mi nie odpowiadała, co muszę przyznać, wyjątkowo mnie drażniło. Staż mijał, tak samo jak moje szanse na ugranie czegoś u Kaśki. Na moje szczęści jedna z pracownic archiwum zaszła w ciążę w konsekwencji czego poszła na urlop macierzyński. Pojawił się więc wakat na jej stanowisku. Nie zwlekając, bez zastanowienia złożyłem papiery na jej miejsce. Praca była tylko na pół roku, ale lepsze to niż staż lub bezrobocie. Moim nowym kierownikiem został ówczesny główny archiwista – bardzo stary Pan Zbigniew. Praca ta miała jednak jeden zdecydowany plus czyli częsty kontakt z działem zaświadczeń, czyli pisząc wprost z samą Kasią. Często zdarzało się tak, że referent, który potrzebował wystawić zaświadczenie o historii zatrudnienia danego petenta potrzebował informację z jednego z trzech ...
    ... archiwów. Jak już wspomniałem referenci mieli dostęp do 2 z 3 archiwów. A i tak non stop dzwonili, ponieważ mieli problemy z programem. I tak właśnie powoli zbliżałem się do Kasi. Pierwsze rozmowy bardzo służbowe typu: Kasia- Proszę o akta sprawy z lat *** dla Pana ***. Proszę sygnować je podpisem Katarzyna ****. Ja- Proszę, zaraz się tym zajmę. – Tak mniej więcej to wyglądało i Katarzyna odkładała słuchawkę, a po dokumenty przygotowane schodziła na pierwsze piętro albo bardzo rzadko do piwnicy z Panem Zbigniewem. Nie muszę mówić, że serce zawsze biło mi mocniej jak na telefonie wyświetlał się jej indywidualny numer. Po paru tygodniach, rozmowy stały się zupełnie koleżeńskie, a spotkania na korytarzu nie kończyły się na "cześć”, a były to kilkuminutowe koleżeńskie rozmowy. Śmiało mogę stwierdzić, iż mimo braku możliwości, powoli dążyłem po swoje. Poza telefonem w urzędzie mogliśmy też komunikować na komunikatorze na wzór gadu gadu. Według dyrekcji taka innowacja miała nam pomóc w zostawianiu ważnych informacji w momencie kiedy dany urzędnik był niedostępny. To albo blokować linie telefoniczną. Pomysł bardzo dobry, ale w rzeczywistości ww. komunikator służył głównie chłopakom do obstawiania meczy, wymianie świńskich żartów i czasem do flirtów z młodszymi stażystkami, które były nowe i nie wiedziały, co i gdzie. Co raz częściej używałem tego komunikatora do rozmów z Kasią. Były to zwykłe rozmowy typu :o filmach, muzyce czy o kolejnych dokumentach pod zaświadczenie. Bez szału. Do czasu. ...
«1234...9»