Upojeni (I)
Data: 28.08.2022,
Kategorie:
biznes,
szefowie,
zemsta,
bez seksu,
Autor: Adrenalinaaa
... musiałam przejść przez czeluście piekła.
Hol wyglądał, jak dworzec centralny, na którym zgubić się było bardzo łatwo. Trzy główne recepcje rozstawione na wzór kątów trójkąta, pracowały dla trzech różnych właścicieli. Firma bowiem rozrosła się nie tylko pod względem budownictwa, ale również sprzedaży materiałów oraz minerałów. Ostatni dział zajmował się finansami. I choć konkurencja na samym początku naśmiewała się z takiego podziału jednej spółki, cóż... przy spadku i wygranej Bond Development, natychmiastowo pożałowali swojej kpiny.
Mnie interesował dział pierwszy i to właśnie tam zamierzałam zarzucić sidła, które pomogłyby mi złapać tę największą z ryb. Blondynka grzebiąca w dokumentacji, nie zwróciła na mnie uwagi do momentu, gdy klasnęłam w ręce. Przerażona wypuściła z dłoni kilka kartek, ale dynamicznie posprzątała bajzel, a po tym zwróciła się w moją stronę.
- Witam. - uśmiech numer pięć. - W czym mogę pomóc?
- Przyszłam na spotkanie w ramach sprzedaży udziałów Bond Development Building. - nie byłam skłonna do uprzejmości. Tym bardziej w tym miejscu. Obojętność oraz powaga dominowały w cechach mego charakteru od zalania dziejów. Może to przez fakt przymusu szybszego dojrzewania? Nie każdy z nas miał kochający dom oraz czułych bliskich. Ja z pewnością nie.
- Pani dokument? - podałam dowód, a następnie skupiłam się na przestrzeni całego holu. Po kilku sekundach bacznej obserwacji, znów się do mnie zwróciła.
- Asystent szefa podejdzie po Panią i ...
... zaprowadzi na spotkanie. Prosiłabym aby poczekała... . - straciłam cierpliwość.
- Nie trzeba. Znam drogę. - spojrzała na mnie pytająco. Gdy weszłam przez bramki i oddaliłam się w stronę wind, usłyszałam stukanie obcasów. Że niby chciała mnie powstrzymać? Drzwi windy otworzyły się, a ja szybko pozbyłam się widoku biegnącej do mnie recepcjonistki. Piętro siódme. Byłam niczym agent, który wdarł się do korporacji w celu zdobycia tajnych danych.
Dźwięk symbolizujący dojazd na miejsce, zadudnił w uszach. Głęboki oddech i rozluźnienie kończyn było przygotowaniem przed walką. Walką o początek drogi do sprawiedliwości. Nie czekałam na zaproszenie. Kilka razy zapukałam w drewniane, lakierowane drzwi, a potem wkroczyłam do środka biura.
Brak dodatków, minimalistyczny styl oraz ostry zapach wody kolońskiej, która wbiła się do nozdrzy. Tak. Byłam we właściwym miejscu. Mały korytarzyk prowadzący do głównego biura był również jednym z bardziej oryginalnych projektów. W końcu jednak znalazłam się na środku głównej siedziby prezesa. Obrócony tyłem dużego fotela, nie zdawał sobie sprawy z niespodzianki w postaci mojej obecności.
- Ja też chciałem to zatrzymać. Henryk jednak się nie zgodził. Zaraz mam spotkanie. Ula, proszę Cię... znasz swojego ojca. - uśmiech towarzyszący mi podczas jego wymiany zdań, zmył się przy wspomnieniu imienia. Henryk Walawski zapewne grzał cztery litery na Karaibach albo Majorce. Jeśli dobrze pamiętałam brudną robotę zawsze zostawiał sługusom. Jeden z nich właśnie ...