Ucieczka
Data: 12.10.2022,
Kategorie:
Lesbijki
Anal
akcja,
podróż,
Autor: paty_128
... „biegnij”, to masz biec. Jeśli powiem „zostań w samochodzie”, to co zrobisz? – Oczywiście, że pójdę z tobą, jeśli będzie taka konieczność.
- Zostanę.
- Więc zostań tu. Pójdę nas spakować. Jeśli ktoś tu wsiądzie czy zacznie cię zaczepiać, krzycz najgłośniej jak możesz. Trzymaj włączoną funkcję aparatu. Jeśli w międzyczasie ktoś się zbliży do bramy, przybliż i zrób zdjęcie. – Polecenia wydawały się jasne.
- Spoko – wysiadła – wracaj szybko. – Uśmiechnęła się i poszła.
Niezły bigos, pomyślałam, opierając głowę o zagłówek i obserwując okolicę. Latarnie dobrze oświetlały chodniki i wejścia do bram, więc nic nie przeoczę. Z nerwów pociły mi się dłonie, w których ściskałam telefon, a sekundy bez Kate wydawały się wiecznością. Czy ma jakiś plan? Wie, co robić? Dokąd pojedziemy? Jak ona to wszystko rozwiąże, jednocześnie mnie chroniąc? Czyżby namawiała mnie do pozostania u rodziny, bo byłam w pewnym stopniu ciężarem? Dziwnie się poczułam z tą myślą. No i teraz wiem, co dokładnie czuły moje kości na początku tygodnia. Święciło się TO.
Zniecierpliwiłam się, gdy dopiero zabłysły światła na naszym piętrze. W tym momencie okolica wydawała się nieprzyjazna, ponura, z dużą ilością miejsc do niedostrzeżonej obserwacji kogoś takiego jak JA. Parking sto metrów dalej mógł skrywać samochód jej „znajomych”. Jeśli jestem obserwowana? Jeśli nam się nie uda? Gorzej, jeśli coś się stanie ukochanej?
Kątem oka zobaczyłam jakiś ruch, spięłam się natychmiast. Uff, to tylko pies. Gdy ...
... dłonie naprodukowały litry potu, światło w naszym mieszkaniu zgasło. Pojawiło się chwilowe, dziwne wrażenie, że przez owy pot zsunie mi się obrączka. Ścisnęłam tą dłoń w pięść, tak na wszelki wypadek. Gdzieś w oddali zaszczekał pies, powiał lekki wiatr prowokując mój umysł do kreowania sceny, gdy na horyzoncie pojawia się ten sam gościu, co niedaleko kina i zmierza prosto w moją stronę. Na szczęście nic takiego się nie stało, a z bramy wyszła Kate z dużą torbą podróżną w ręce.
Rzuciła ją na tylne siedzenie i odpaliła bez słowa. Postanowiłam pierwsza się odezwać i zdać jakże emocjonującą relację.
- Pies przebiegł – spojrzała na mnie – to wszystko.
- Dzięki.
Opuściłyśmy nasze osiedle, cholera wie, na jak długo. Wyjechałyśmy na główną ulicę, a nie w stronę autostrady, jak sądziłam. Później skręciłyśmy „w mniej poważną drogę”, jak to zwykł mówić mój świętej pamięci dziadek. Kolejna osiedlówka, wokół takie same bloki z wielkiej płyty. Czego my tu szukamy? Miała zamiar przenieść się parę kilometrów dalej? Ale nic nie mówiłam, ufałam jej. Jednak moje zdezorientowanie osiągnęło szczyt, gdy przemierzała utwardzoną drogę pomiędzy rzędowo ustawionymi nowymi garażami. Zatrzymała się obok jednego z nich.
- Chodź. – Zgasiła silnik, wysiadłyśmy.
Otworzyła bramę i zapaliła światło. Wewnątrz stał nowiusieńki, czarny, piękny, dwudrzwiowy, wypolerowany chevrolet. Oryginalny wygląd coupe, podkreślający wyjątkowość.
- Chevrolet camaro, czterysta trzydzieści koni mechanicznych. ...