Wspomnienia z dziecinstwa - Dorastanie cz.5
Data: 03.11.2022,
Kategorie:
Pierwszy raz
Autor: Venom
... sprawiedliwość.
Kiedy już chciałem upuścić zapałkę zobaczyłem Sylwię. Uśmiechnięta opowiadała mi o swoich nadziejach na przyszłość. Przypomniało mi się, jak bardzo kochała życie. Nikomu nie życzyła śmierci. W ułamku sekundy dotarło do mnie, że nigdy by mi tego nie wybaczyła.
- Nie smuć się! Kochaj życie! – przypomniały mi się jej ostatnie słowa.
Uniosłem rękę z zapałką… i zdmuchnąłem płomień. Odrzuciłem ją za siebie, pochyliłem się i zacząłem rozplątywać pas bezpieczeństwa.
- Nie szarp się! – krzyknąłem.
Udało mi się i chłopak wyskoczył jak z procy. Mimo, że siedział z przodu, miał najmniej obrażeń. Pobiegłem z drugiej strony szarpiąc za drzwi. Też zablokowane. Wróciłem z powrotem i nie namyślając się długo uderzyłem pięścią w szybę. Nie puściła. Uderzyłem drugi raz , i trzeci, aż rozleciała się na drobne kawałki. Pocięła mi skórę na dłoni i krwawiłem już dosyć mocno.
Przytomny chłopak miał zmiażdżone stopy. Widziałem krew, a każdy jego ruch wywoływał okrzyk bólu. Wsunąłem się do połowy przez okno szamocząc się z fotelem. Ani drgnął. Poleciałem do swojego auta i przyniosłem dużą metalową łapkę do zmiany opon. Wcisnąłem je między siedzenia i zacząłem podwadzać. Zatrzeszczały, drgnęły, aż wreszcie przedni fotel przesunął się do przodu. Złapałem chłopaka pod pachy i wyciągając przez okno, zacząłem ciągnąc na drugą stronę ulicy. Kierowca podbiegł do nas pomagając mi. Zostawiłem ich i pobiegłem z powrotem. Nieprzytomny chłopak nie był zaklinowany, ani w ...
... pasach, ale jak kiedyś próbowaliście podnieść nieprzytomnego lub pijanego kolegę, wiecie jak to idzie. Przelewał mi się przez ręce. Próbowałem na różne sposoby, a on wyślizgiwał mi się. W dodatku na desce rozdzielczej pojawiły się płomienie i czarny, gryzący dym w sekundę wypełnił kabinę. Krztusiłem się, kasłałem, a oczy szczypały mnie strasznie. Po omacku złapałem go za ubrania i ostatkiem sił wyciągnąłem do połowy na zewnątrz. Złapałem świeży haust powietrza.
- Pomóż mi! – krzyknąłem do kierowcy.
Przybiegł i razem udało nam się odciągnąć go od samochodu.
Gdy byli już bezpieczni, usiadłem na poboczu, oddychając głęboko. Byłem strasznie zmęczony, krwawiłem nie tylko z dłoni, miałem rozerwaną koszulę i czułem pieczenie. Musiałem zawadzić o coś ostrego. Nie minęło nawet pięć minut, a auto z głośnym sykiem stanęło w płomieniach. Łuna była olbrzymia. Nie wybuchł, ale palił się bardzo szybko, aż huczało. W promieniu trzydziestu metrów zrobiło się jasno jak w dzień.
Zaalarmowany płomieniem przybiegł jakiś facet.
- Potrzebna pomoc?! – usłyszałem wołanie.
- Proszę wezwać pogotowie i straż pożarną! – krzyknąłem.
Ledwo siedziałem, ale dlatego, że zaczęło docierać do mnie, co chciałem zrobić. Byłem gotowy zabić siebie i trzech młodych chłopaków. To okropne uczucie. Popełniłbym niewyobrażalny błąd. Nawet jeśli ktoś jest winny, to nie ja jestem od wymierzania tak srogiej kary. I wtedy dotarło do mnie, że uratowała mnie i ich Sylwia. To pamięć o niej i jej szlachetność nie ...